Jan Sudol z banku inwestycyjnego Donaldson, Lufkin&Jenrette specjalnie dla PARKIETU
Wedle stawu grobla, wedle rynku - inwestor. Taką konkluzję można wyciągnąć z wypowiedzi na temat przypuszczalnych przyczyn wycofania się amerykańskiej grupy SBC ze starań o objęcie strategicznego pakietu akcji TP SA, jakiej PARKIETOWI udzielił jeden z najbardziej renomowanych analityków sektora łączności w londyńskim City - Jan Sudol z amerykańskiego banku inwestycyjnego Donaldson, Lufkin&Jenrette.Podkreślając, że na ten temat istnieją dotychczas jedynie pogłoski, a nie oficjalne oświadczenie ze strony SBC, J. Sudol powiedział, że w grę wchodzą zapewne trzy przyczyny: stan regulacji polskiego rynku łącznościowego, brak przejrzystego mechanizmu kształtowaniania taryf za połączenia, po trzecie wreszcie - niejasne stanowisko rządu w sprawie dalszej przyszłości pakietu akcji Telekomunikacji Polskiej SA, jaki pozostanie w rękach Skarbu Państwa już po sprzedaży części akcji inwestorowi strategicznemu. Dodatkowym czynnikiem są spodziewane trudności z restrukturyzacją spółki i zmniejszeniem zatrudnienia, z powodu silnej pozycji, jaką mają działające w TP SA związki zawodowe.Jeśli chodzi o pierwszy powód, to nikt nie potrafi dziś powiedzieć, jakie będą taryfy za rozmowy telefoniczne w przyszłym roku, czy za dwa lata. Wprowadza to element niepewności finansowej. Z opłatami za połączenia międzysieciowe sytuacja jest podobna. Na Węgrzech, zgodnie z porozumieniem ramowym, taryfy takie są w prosty sposób związane z inflacją.- W Polsce takiego przewidywalnego systemu nie ma, taryfy są regulowane ad hoc, zależnie od tego, jakie porozumienie TP SA wynegocjuje z Ministerstwem Łączności lub z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dla inwestorów oznacza to duże ryzyko, nie mają bowiem gwarancji, że taryfy te nie zostaną zmienione - jeśli nie przez ten rząd, to przez następny - uważa analityk Donaldson, Lufkin&Jenrette.Fakt, że rząd nie określa jasno, co stanie się z pozostałym pakietem akcji, musi również odstręczać poważnych inwestorów. Każdy inwestor strategiczny, a więc zapewne także i France Telecom, będzie chciał prędzej czy później objąć kontrolę nad spółką, w której inwestuje i żaden z nich nie wyłoży 2 mld dolarów, nie mając rozsądnej pewności, że drogę do tego następnego etapu ma otwartą. W przypadku węgierskiego odpowiednika TP SA - spółki Matav, gdzie konsorcjum Deutsche Telekom i Ameritech (czyli obecne SBC) początkowo objęło 30-proc. pakiet akcji, taką gwarancję otrzymało ono na początku. Z drugiej strony, holendersko-szwajcarskie konsorcjum TeleSource (Swisscom i KPN), które objęło 27-proc. pakiet akcji w czeskim odpowiedniku SPT nie zagwarantowało sobie takiej możliwości na początku i miało później z tego powodu spore kłopoty.- Zdaniem uczestników rynku telekomunikacyjnego - twierdzi J. Sudol - z punktu widzenia restrukturyzacji TP SA, SBC byłby lepszym inwestorem, ponieważ działa przez cały czas w warunkach rynkowych, ma też ostre kryteria oceny i selekcji spółek, w jakich inwestuje. Jeśli taka spółka nie jest w stanie spełnić jej kryteriów, wśród których główną rolę odgrywa przyzwoity poziom rentowności inwestycji, to tak zasobny inwestor, jakim jest amerykańska grupa, lokuje kapitał gdzie indziej. - Tego typu inwestor myśli mniej więcej tak: "za duże ryzyko, za duża niepewność, zakładanego progu rentowności spółka nie osiąga, to idziemy do Meksyku" - twierdzi J. Sudol.- Trzeba jednocześnie pamiętać - podkreślił rozmówca PARKIETU - że France Telecom do niedawna była spółką państwową, rząd francuski do dziś ma 65% jej akcji i z racji ustawowych ograniczeń nie może swojego udziału obniżyć poniżej 51%. 88% pracowników France Telecom ma status pracownika administracji państwowej i nie wolno ich zwolnić. Z punktu widzenia restrukturyzacji, jaka pomogłaby wydobyć wartość z TP SA, wiązanie się z takim inwestorem strategicznym nie jest więc rozwiązaniem idealnym, ale jest ono lepsze niż nieprywatyzowanie jej w ogóle.Przy wszystkich obciąiach France Telecom wadami francuskiego etatyzmu nie ulega wątpliwości, że jest to spółka zarządzana bardziej profesjonalnie niż Telekomunikacja Polska, działa w warunkach konkurencji i w ramach ustawodawstwa Unii Europejskiej, z pewnością więc ułatwi TP SA dostosowanie się do dyrektyw Unii, jako że sama ma w tej dziedzinie doświadczenie.- Pozostanie w roli jedynego oferenta - podkreśla J. Sudol - daje France Telecom bardzo silną pozycję przetargową. Z uwagi na polskie uwarunkowania polityczne, zapewne nie będzie ona mogła wykorzystać tej pozycji do wynegocjowania niższej ceny, ale może wynegocjować różne ustępstwa pozacenowe. - Ponieważ uczestników takich rozmów będzie wielu - twierdzi analityk Donaldson, Lufkin&Jenrette - spodziewałbym się, że transakcja ta zostanie sfinalizowana nie wcześniej niż w I kwartale przyszłego roku.
notował:
Mariusz Kukliński (Londyn)