Niespodziewana zmiana nastrojów na giełdzie, wyrażająca się dynamicznym wzrostem wszystkich indeksów już od prawie czterech tygodni, wynika, moim zdaniem, z przekonania, że maksymalny poziom inflacji przypadnie na pierwszy kwartał następnego roku, po czym ceny zaczną systematycznie spadać w kierunku założonych przez budżet 5,7-proc. Jednak w przypadku dalszej deprecjacji naszej waluty w połączeniu z hossą na rynkach towarowych, zbliżenie się do założeń budżetowych może okazać się trudne bez tłumienia popytu wewnętrznego i ograniczenia wzrostu dochodu narodowego. Splot niesprzyjających trendów na części podstawowych agregatów makroekonomicznych może doprowadzić do ponownej zmiany postrzegania rynku przez inwestorów i gwałtownych zmian indeksów w drugą stronę. Na razie jednak optymizm dopisuje i obejmuje coraz szersze kręgi analityków i inwestorów. Opinie o prawdziwej hossie w następnym roku, która doprowadzi do przekroczenia przez WIG 20 tysięcy punktów, można znaleźć w każdej gazecie.Do tego potrzeba jednak przynajmniej neutralnej koniunktury za oceanem. Na razie z Ameryki płyną błogo uspakajające sygnały. Niesamowita siła amerykańskiej gospodarki została potwierdzona w piątek po raz kolejny. Opublikowane dane z rynku pracy zaskoczyły analityków, którzy przewidywali, że wzrost płac w listopadzie osiągnie 0,3% - w rzeczywistości było to jedynie 0,1%. Również dane o nowych miejscach pracy i stopie bezrobocia były dobre, co spowodowało wzrost kontraktów na S&P o 10 punktów w ciągu kilku minut.

.