Spekulacje na temat fuzji i dalszy rozwój internetu

Brytyjski koncern medialny Reuters Plc., właściciel jednej z najbardziej znanych na świecie agencji informacyjnej, od października ub.r. notuje silny wzrost cen akcji. Hossę na tych papierach wywołały m.in. spekulacje na temat fuzji z udziałem spółki oraz dalszy rozwój jej działalności w internecie.

Dyrektor generalny Reutersa Peter Job znalazł się pod dużą presją w październiku ub.r., gdy podczas zorganizowanej wówczas konferencji prasowej firma ujawniła, że brakuje jej jasnej strategii w erze internetowej. Od tej pory kładła nacisk na szybki rozwój tej działalności, co pobudziło ostatnio spekulacje na temat możliwej fuzji z udziałem Reutersa. Do Reutersa należy m.in. elektroniczna platforma handlu akcjami - Instinet - oraz w 63% spółka z Nasdaqa - Tibco Software, której akcje od października ub.r. zdrożały prawie o 400%. Neil Carter, analityk rynku medialnego w ABN Amro uważa, że akcje brytyjskiej firmy mogą nadal iść w górę, w związku z rozwojem w internecie. Aby wycenić działalność w tym sektorze, Peter Job nie wyklucza m.in. wprowadzenia części akcji Instinetu na giełdę. Ponadto planuje się też zwiększenie współpracy z amerykańską grupą medialną Dow Jones.Jednocześnie jednak szybki wzrost notowań potentata branży medialnej (od października jego walory zdrożały o ponad 100%) wzbudził wśród analityków wątpliwości na temat wyceny spółki. Ich zdaniem, za tak wysokie notowania Reutersa odpowiadają teraz nie tylko czynniki o charakterze fundamentalnym, lecz także spekulacje na temat fuzji. Ewentualne kupno brytyjskiej firmy nie byłoby jednak sprawą łatwą.Jej niezależności wciąż bowiem broni Founders Share Company, instytucja, którą stworzyli w 1994 r. udziałowcy spółki. Posiada ona tzw. złotą akcję, która daje jej możliwość zablokowania próby przejęcia przez jakiegokolwiek z innych akcjonariuszy Reutersa. Jesienią ub.r. nowym prezesem FSC został Pehr Gyllenhammar, były dyrektor generalny Volvo, który zapowiedział, że będzie bronił firmy przed wrogim przejęciem, jednak nie wykluczył przyjaznego sojuszu.

Ł.K.