Obroty bieżące grożą kryzysem walutowym

Ujemny wynik obrotów bieżących bilansu płatniczego przekroczył w styczniu 1,2 mld USD, a deficyt w handlu zagranicznym sięgnął niemal 1,5 mld USD. - Liczony w skali 12 miesięcy deficyt rachunku bieżącego wzrósł z 7,6% PKB w grudniu do 7,7% - powiedział PARKIETOWI Grzegorz Wójtowicz, członek Rady Polityki Pieniężnej.- W tym roku deficyt obrotów bieżących nie będzie mniejszy niż w ubiegłym. Ile dokładnie wyniesie, trudno w tej chwili powiedzieć. Jest możliwe, że będzie to 8-9% PKB - powiedział prof. Stanisław Gomułka z London School of Economics. Gorsze wyniki w styczniu to, zdaniem G. Wójtowicza, zjawisko typowo sezonowe. Spadek importu był jednak mniejszy niż eksportu. Zarówno w bilansie płatniczym, jak i opublikowanych jednocześnie danych o podaży pieniądza widoczne jest ustąpienie wpływu bomby milenijnej. - Pieniądze wracają do banków - zwrócił uwagę G. Wójtowicz, komentując wzrost salda niesklasyfikowanych obrotów bieżących.- Tak wysoki deficyt jest teraz największym niebezpieczeństwem dla gospodarki. Inflacja, choć wysoka, jest jednak pod kontrolą. Jeśli tak dalej pójdzie, to za rok możemy mieć kryzys walutowy. Prawdopodobieństwo jego wystąpienia oceniam w tej chwili na 30%. Wszystko zależy od tendencji - a te są niepokojące - powiedział PARKIETOWI Mirosław Gronicki z Fundacji CASE.

Obroty bieżące grożą kryzysemNiebezpieczny deficytWynoszący 1,2 mld USD deficyt obrotów bieżących bilansu płatniczego w styczniu 2000 r. okazał sięzgodny z oczekiwaniami rynku (przewidywano- 1,1-1,3 mld USD).

Publikacja danych nie wpłynęła więc na kurs złotego ani poziom indeksów giełdowych. Kurs złotego spadł już kilka dni wcześniej, kiedy spekulowano, że wysoki deficyt był jednym z powodów podwyżki stóp procentowych NBP. W środę, po potwierdzeniu oczekiwań, złoty wzrósł do poziomu 4,74% powyżej parytetu. Nastroje wśród ekonomistów były jednak niezbyt dobre. Niektórzy mówią wręcz o groźbie kryzysu walutowego.Słaby eksportTo, czy zagrozi nam kryzys, zależy przede wszystkim od tego, jak długo utrzymywać się będzie tak wysoki deficyt - uważają nasi rozmówcy. Prof. Stanisław Gomułka powiedział, że nie należy oczekiwać, iż dziura w obrotach bieżących będzie w tym roku mniejsza niż w 1999 r. Przypomnijmy, że w budżecie na 2000 r. prognozuje się wartość deficytu w wysokości 6,1% PKB. Według prof. Gomułki, może on wynieść 8-9% PKB. Jednak jego zdaniem podstawowym pytaniem jest, czy tendencja powiększania się ujemnego salda będzie się utrzymywać. - Jeśli potrwa to pół roku lub rok, zagrożenie kryzysem nie powinno nastąpić. Jeśli 2-3 lata - wtedy ryzyko będzie duże - powiedział.Mirosław Gronicki z CASE mówi, że informacje NBP są niepokojące. - Spadł eksport, a od poprawy jego kondycji dużo zależy. Polska jakoś nie potrafi wykorzystać wzrostu dynamiki gospodarczej. To chyba pierwszy taki przypadek w czasach transformacji. Nasze towary nie są w stanie konkurować cenowo na zagranicznych rynkach. Na dodatek, struktura polskiego eksportu nie jest najlepsza - powiedział. Jego zdaniem, gdyby nie listopadowa podwyżka stóp procentowych, złoty byłby prawdopodobnie słabszy. - Ta decyzja z pewnością miała duży wpływ na wynik na rachunku bieżącym. Teraz RPP podnosi stopy w momencie, gdy złoty i tak się umacnia ze względu na planowane duże wpływy z prywatyzacji. Niestety, trzeba coś wybrać: albo chcemy mieć niższą inflację, albo mniejszy deficyt w obrotach bieżących - powiedział M. Gronicki.- Na szczęście nie stoimy przed takim wyborem. Możemy mieć i niską inflację, i mały deficyt - twierdzi natomiast prof. Witold Orłowski z NOBE. Jego zdaniem, w opublikowanych wczoraj danych "można doszukać się śladów poprawy". Za dobry sygnał uznał utrzymywanie się na podobnym poziomie wartości importu, przy jednoczesnym wzroście cen importowanych surowców. To oznacza, że wolumen importu spada. RPP wiedziała, co robiWynikami stycznia nie są zaskoczeni analitycy. Ich zdaniem, RPP dysponowała wstępnymi danymi i uwzględn podwyższając 23 lutego br. stopy. Wyraźnie osłabły w tym momencie zarzuty, że RPP podjęła nieprzemyślaną decyzję. - Taki wynik usprawiedliwia decyzję Rady, ponieważ podkreśla potrzebę obniżenia popytu wewnętrznego, by zahamować presję inflacyjną - twierdzi Pierre Bergeron, szef analityków polskiego Citibanku. Zgodność z oczekiwaniami nie oznacza, że informacje były korzystne. - Są to dość ponure wyniki - twierdzi Mateusz Szczurek, ekonomista warszawskiego oddziału ING Barings. Zarówno on, jak i inni analitycy nie oczekują szybkiej poprawy sytuacji, ale też nie spodziewają się następnej podwyżki stóp w nadchodzących miesiącach.

M.CH., P.S., REUTERS