Ostatnio postanowiłem zmienić biuro maklerskie. Przyczyny były proste ? od dłuższego czasu nie miałem prawa do odroczonej płatności, upływał okres zawartej umowy kredytowej, poza tym wartość mojego portfela była zbyt mała, abym mógł ponownie otworzyć linię kredytową.Nowe biuro miało umożliwiać składanie zleceń przez internet, oferować bez warunków wstępnych niską liniową prowizję, wreszcie minimalna wartość udostępnianej linii kredytowej nie powinna przekraczać 10 000 zł, bo akurat tyle potrzebuję do utrzymania płynności.Po zapoznaniu się z ofertami wybrałem jeden z mniejszych domów maklerskich, który co prawda nie ma POK-u w moim mieście, ale umożliwia otwarcie rachunku przez internet i podpisanie umowy w dowolnej placówce banku, do którego należy. Ostatniego dnia lipca, w poniedziałek, już po spłaceniu dotychczasowego kredytu, udałem się do ekspozytury banku, aby otworzyć nowy rachunek. Niestety, pani, która zajmuje się rachunkami inwestycyjnymi, miała być dopiero w środę. Przyszedłem w środę, pani była, rozpocząłem załatwianie formalności, a przy okazji poprosiłem o kilka szczegółów, dotyczących prowadzenia rachunku. Pani nie wiedziała, ale obiecała dowiedzieć się. Po południu jeszcze raz spróbowałem się zarejestrować na stronie www wybranego domu maklerskiego.W piątek rano zadzwoniłem, aby dowiedzieć się, czy już mogę podpisać umowę. Okazało się, że umowa będzie gotowa najwcześniej w poniedziałek. Zdziwiło mnie to, bo jeszcze w 1992 r., gdy otwierałem pierwszy w życiu rachunek, zrobiłem to praktycznie od ręki. Postanowiłem skorzystać z infolinii domu maklerskiego, aby dowiedzieć się, jak to przyspieszyć. Obsługujący ją makler sprawdził, czy jestem zarejestrowany przez internet, stwierdził że nie i poradził, żebym sobie odpuścił tę placówkę banku, w której chciałem wszystko załatwić i jeszcze raz spróbował zarejestrować się przez internet. Podał mi również namiary na panią z innego oddziału, która już zawarła kilkanaście umów z klientami.Z nową panią nie udało mi się porozmawiać, bo miała drugą zmianę, a ja musiałem gonić na dogrywkę. Przez weekend zastanawiałem się, co robić. Wyszło na to, że będę potrzebował jeszcze 3 dni na zarejestrowanie umowy, a potem siedmiu dni roboczych, aby przelać papiery na nowy rachunek. Utrata kontroli nad papierami na blisko dwa tygodnie, i to w dodatku w sierpniu, niezbyt mi się uśmiechała, więc w poniedziałek rano z ciężkim sercem uzupełniłem posiadany rachunek do wymaganej wartości i złożyłem wniosek o ponowne otwarcie linii kredytowej.Gdy wróciłem z dogrywki, zadzwoniła pani polecana przez maklera z infolinii. Wytłumaczyła mi, co i jak należy zrobić, aby otworzyć u nich rachunek, obiecała przesłać regulaminy i tabele prowizji i poprosiła o telefon, gdybym się na to zdecydował. Potem zadzwoniła z kolei pani, u której usiłowałem pierwotnie otworzyć rachunek, z wyrzutami, że z tego zrezygnowałem, a ona zadała sobie tyle trudu, dowiadując się o szczegóły, o które prosiłem.Właściwie to szkoda mi ludzi z tamtego domu maklerskiego. Pewnie musieli włożyć dużo wysiłku, aby przekonać swój zarząd o potrzebie oferowania usług maklerskich przez internet, potem w stworzenie strony www. Zaoferowali atrakcyjny produkt, był nabywca, któremu zależało na szybkim sfinalizowaniu transakcji, a na koniec nic z tego nie wyszło.Pewnie, gdy wyciągną z tego wnioski, z następnymi klientami będzie już łatwiej. I głównie po to opowiedziałem tę historyjkę. Zapewniam, że jest prawdziwa.

Aleksander Weksler