Prezydent USA przez swój aparat administracyjny ma znaczący wpływ na losy największej gospodarki na świecie. Z tego powodu osoba głowy państwa wzbudza duże zainteresowanie ludzi działających na rynku kapitałowym. Pośrednio interesuje to także polskich inwestorów z uwagą śledzących koniunkturę na amerykańskim rynku kapitałowym od krachu azjatyckiego w 1998 r.

Nie ma wątpliwości, że poglądy polityków, w tym na kwestie gospodarcze, mają istotne znaczenie dla inwestorów. Pozwalają one w pewnym stopniu antycypować przyszłą politykę gospodarczą, której wpływ na zyski korporacji notowanych na giełdzie, powodzenie w plasowaniu emisji na rynku pierwotnym czy też koszty obsługi zadłużenia odsetkowego jest znaczący.Gospodarka USA przeżywa dawno nie spotykany okres prosperity. Dekada lat 90. przejdzie do historii jako okres dynamicznego wzrostu zamożności społeczeństwa amerykańskiego, którego jednym z czynników był napływ zasobów pieniężnych na szeroko pojęty rynek kapitałowy.Lokowanie nadwyżek finansowych na rynku kapitałowym, w tym na rynku akcji, spopularyzowało się na dobre w Stanach Zjednoczonych od końca II wojny światowej. Ostatnie lata pogłębiły ten proces. Według Federal Reserve, na koniec 1998 r. blisko 50% aktywów finansowych przeciętnej rodziny amerykańskiej stanowiły te związane z rynkiem kapitałowym (1/3 w 1989 r.), z tego połowa przypadała na akcje. W latach 1983?99 blisko 80 mln Amerykanów miało akcje na swoich rachunkach inwestycyjnych, co oznacza 86-proc. wzrost liczby akcjonariuszy w tym kraju.Okres boomu gospodarczego minionej dekady trwa do dziś. Cechuje go spadek stopy bezrobocia do poziomu nie notowanego od 30 lat. Według Raportu Ekonomicznego Prezydenta Stanów Zjednoczonych z 2 lutego br., od 1991 r. stworzono 20 mln nowych miejsc pracy. Przyczyniło się to do zwiększenia liczby osób w wieku produkcyjnym, składających część wynagrodzenia w celu zabezpieczenia emerytalnego.Każdego czeka emerytura. Im dłuższy okres dzieli go od niej, tym bardziej wzrasta chęć agresywnego inwestowania na jej poczet, w tym w akcje. Troska o zasoby pozostające do dyspozycji podczas emerytury oraz wzrost dochodów rozporządzalnych per capita spowodowały rekordowy napływ środków na rynek kapitałowy.W szczególności przybierało to charakter pośredni. Chodzi o dokonanie za pomocą instytucji zbiorowego inwestowania. Według obliczeń przeprowadzonych przez Amerykański Instytut Instytucji Zbiorowego Inwestowania (ICI), średnioroczna stopa wzrostu aktywów funduszy inwestycyjnych w ostatniej dekadzie wynosiła 21,4%. Tak dynamiczny wzrost wartości aktywów był możliwy dzięki aprecjacji cen na giełdach amerykańskich, ale także dzięki napływowi nowych środków, który jest odpowiedzialny za 40% wzrostu aktywów.Najlepiej charakter strumieni napływających do instytucji zbiorowego inwestowania oddaje ich zróżnicowanie ze względu na przedmiot inwestycji funduszu. Na początku lat 90. aktywa funduszy wynosiły 1,1 bln USD, z czego prawie połowa przypadała na fundusze rynku pieniężnego. Wraz z upływem czasu wzrastało znaczenie podmiotów lokujących w akcje. W 1990 r. 1/5 aktywów funduszy była ulokowana w akcjach, jednak dziesięć lat później już 2/3. Przez 10 lat aktywa funduszy akcyjnych zwiększyły się 16-krotnie, a środki wszystkich funduszy ? do 6,8 bln USD.Zaprezentowane liczby świadczą, że ogromna rzesza akcjonariuszy, ryzykujących niejednokrotnie całym swoim majątkiem, stanowi grono, o którego poparcie zabiegają zmagający się o urząd prezydencki kandydaci.Najbliższy wtorek przyniesie rozstrzygnięcie wielomiesięcznych starań o poparcie wyborców. Plany republikanów wydają się mieć bardziej bezpośrednie przełożenie na rynek kapitałowy. Jednak nie należy zapominać, że niechętnie wymienia się zwycięzców, a wyborcy pamiętają, komu zawdzięczają kilkuletni boom gospodarczy w Stanach Zjednoczonych. Najlepiej odzwierciedla to slogan wyborczy demokratów, wskazujący na potrojenie kapitalizacji giełd amerykańskich (we have overseen tripling of the stock market, instead of a triple-dip recession).Wybory prezydenckie odbywają się w Stanach Zjednoczonych co cztery lata. Zwolennicy cyklicznej teorii zachowań rynków finansowych wskazują na istnienie tzw. cyklu prezydenckiego. Trwa on od początku lat 40. i składa się z 48--miesięcznych okresów, które wyrażają lokalne minima indeksu, opisującego koniunkturę na rynku giełdowym. W tym przypadku został użyty indeks średniej przemysłowej (DJIA).Występowanie cyklów 4-letnich bądź zbliżonych do nich jest jednym z lepiej udowodnionych zagadnień potwierdzających istnienie cykliczności (J.Kitchen 1923, J.M.Hurst 1973).Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych od początku XX wieku zawsze zasługiwały na miano wydarzenia historycznego w skali światowej. Ich znaczenie wzrosło jeszcze po zakończeniu ery dualizmu mocarstwowego na początku lat 90. Wydaje się, obserwując wykres DJIA w ujęciu miesięcznym, że istnieje ścisłe powiązanie terminu wyborów prezydenckich w Ameryce z 4-letnim cyklem koniunktury giełdowej.Od 1845 r. wybory prezydenckie w USA odbywają się we wtorek, następujący po pierwszym poniedziałku listopada. Okazuje się, że w przypadku przedstawionego obok cyklu czteroletniego wypadają one zawsze w jego połowie. Nie sposób wyznaczyć go tak, aby wybory prezydenckie odbywały się tuż po jego rozpoczęciu lub tuż po jego zakończeniu. Oznacza to, że w połowie kadencji prezydenckiej następuje punkt zwrotny na rynku akcji starej ekonomii.Lata, w których odbywają się wybory prezydenckie w Ameryce, charakteryzuje ponadto niska stopa zwrotu mierzona za pomocą indeksu. W 55-letniej historii elekcji po II wojnie światowej jedynie dwukrotnie zmiana indeksu DJIA w roku wyborczym przekroczyła 15% (1976 i 1996). W pozostałych przypadkach była o wiele niższa.Wydawało się, że tegoroczna hossa, napędzana wzrostami cen akcji sektora TMT, zdecydowanie zaprzeczy tej tezie. Począwszy jednak od kwietnia kursy akcji doznały dotkliwej przeceny, a DJIA znajdował się na koniec października o niespełna 5% poniżej ostatniej wartości ubiegłorocznej. Umiarkowane stopy zwrotu z indeksu w roku wyborów prezydenckich świadczą o bacznym przyglądaniu się prowadzonym przez kandydatów kampaniom. Rynki czekają na objęcie urzędu przez prezydenta-elekta i pierwsze efekty jego polityki gospodarczej.

Marcin T. Kuchciak