Ale popularność tracking stocks rośnie
W Stanach Zjednoczonych przybywa akcji użytkowych (tracking stocks). Ich udział w tegorocznych emisjach pierwotnych, z których pozyskano dotychczas 79,5 mld USD, wynosi 12,5%, podczas gdy w całym 1999 r., kiedy IPO przyniosły spółkom 69 mld USD, stanowiły one zaledwie 0,7%.Akcje użytkowe są emitowane przez korporacje dla szybko rozwijających się działów. Ich posiadacze nie uzyskują jednak prawa własności aktywów. Atrakcyjność tych walorów polega na możliwości uzyskania szybkiej wyceny rynkowej danego segmentu działalności spółki w oderwaniu od innych, mniej dynamicznie rozwijających się działów. Jednocześnie korporacje mogą tanio pozyskiwać kapitał oraz dysponować droższymi papierami pozwalającymi im kupować inne spółki.Takie są przynajmniej założenia teoretyczne. Okazuje się, że realia rynkowe znacznie od nich odbiegają. 28 emisji akcji użytkowych, które pojawiły się na rynku przed 1999 r. przez pierwsze trzy lata dawały średnią roczną stopę zwrotu na poziomie 11,7%, podczas gdy przeciętna dla branży wynosiła 18,1%. Szeroki rynek był jeszcze lepszy, dając w tym okresie zwrot w wysokości 21%.Opłacalność inwestowania w tracking stocks okaże się jeszcze mniej atrakcyjna, jeśli z analizy wyłączy się walory użytkowe Sprint PCS, które zyskały ponad 500%. Bez nich średnia stopa zwrotu pozostałych 27 akcji kształtowała się na poziomie 5,7%.Jednym z powodów gorszych notowań może być to, iż akcji użytkowych nie można nabywać, jeśli inna korporacja kupuje reprezentowany przez nie segment. W tej sytuacji, w przeciwieństwie do właścicieli akcji zwykłych, ich posiadacze nie mogą liczyć na premię przy okazji przejęcia.Emitowanie akcji użytkowych przynosi natomiast podatkowe korzyści spółkom-matkom, gdyż straty ponoszone przez reprezentowany przez nie segment mogą być odpisywane od kwot należnych fiskusowi. Nie jest to możliwe w przypadku całkowitego wydzielenia określonego działu (spin off).
W.Z., ?International Herald Tribune?