Mój poprzedni felieton zatytułowany ?Gra w trzy karty? wzbudził żywy oddźwięk, czego wyrazem byłacała seriaagresywnych postów na internetowej liście dyskusyjnej i nieliczne sygnały chwalące za podjęcie drażliwego tematu. To dość rzadki przypadek,gdy tekst wzbudza takie emocje. Postanowiłem więc kontynuować temat.
Atak części internetowych dyskutantów i charakter wypowiedzi wskazywały, nie tyle na to, że nie mam racji, lecz koncentrowały się na wyrażeniu protestu przeciw ?psuciu rynku? i straszeniu zwierzyny łownej. Nie mam nic przeciw agresywnej grze na giełdzie. Jednak zbyt intensywna eksploatacja leszczy, płotek i innej drobnicy powoduje poważny dla rynku uszczerbek.Dlatego też dla celów edukacyjnych postanowiłem przeprowadzić minianalizę możliwości gry na najbardziej spekulacyjnych walorach, zakładając że jej uczestnik nie jest członkiem żadnej ze ?spółdzielni? oraz sam nie wpływa na sytuację na rynku. Czyli że dla niego rynek ten jest zupełnie nieprzewidywalny, stąd też inwestowanie przypomina grę losową.Wyodrębniłem więc dwanaście firm, których akcje można nazwać spekulacyjnymi (Pażur, Ocean, Murawski, Leta, IGroup, EBI, Chemiskór, Centrozap, Beton Stal, Bank Częstochowa, Atlantis i 7bulls). Osiem z nich zalicza się do grupy zagrożonych upadłością. Głównym kryterium wyboru było jednak to, że doświadczyły one znacznych spadków oraz silnych wahań kursów. Od połowy sierpnia do początku października ubiegłego roku kurs akcji Pażura obniżył się o około 86%, Oceanu o 90%, Murawskiego o 70%, EBI o 56%, Beton Stalu o 85%. Wszelkie próby ?łapania okazji?, polegające na kupowaniu taniejących akcji, mogły skończyć się tragicznie. Niektórzy mogli się przekonać w praktyce, że papier, który staniał o 50%, może stanieć jeszcze bardziej i to często bez żadnej korekty zwyżkowej.Załóżmy jednak, że nasz inwestor był znacznie bardziej ostrożny i akcje tych spółek kupował już po odbiciu od dna (na początku października 2000 r.), w warunkach gdy można było liczyć, że nastąpi ostre odreagowanie zniżek (dokładne daty zakupu nie mają tu istotnego znaczenia i zostały wybrane dość przypadkowo) i przetrzymał je do 14 lutego. Jest to założenie teoretyczne i upraszczające, ale całkowicie realne i uprawnione. Okazuje się, że sześć spośród dwunastu walorów przyniosło zysk, zaś na pozostałych sześciu poniesiono stratę. W przypadku trzech (Atlantis, EBI, IGroup) zysk był niewielki (od 1,8 do 4,4%), zaś trzy kolejne (Ocean, Murawski i Chemiskór) przyniosły całkiem przyzwoitą stopę zwrotu (od 18 do 34%). Straty były zdecydowanie wyższe. W przypadku czterech spółek (Pażur, Centrozap, Beton Stal i Bank Częstochowa) wyniosły od 22 do 42%. Najniższą stratę przyniosły papiery 7bulls (2,3%), najwyższą zaś Lety (74%). Sytuacja jest więc klarowna: wybierając spółkę metodą losową (analiza fundamentalna jest tu raczej bezużyteczna, zaś i z techniczną byłyby kłopoty, po zniżce kursu o 80 czy 90%) mamy 50% szans na zysk i 50% szans na stratę. To uczciwa proporcja w grach losowych. Jeśli zaś już trafimy w nasze przeznaczenie, to mamy znów 50% szans, że zysk będzie nie najgorszy, ale też szanse na poniesienie poważnej straty są dużo wyższe. To powoduje, że gra tego typu stawia inwestora w niekorzystnej sytuacji.Interesującą propozycją może być natomiast kupno wszystkich wymienionych walorów, czyli stworzenie ?portfela straceńców?. Jego wartość jest obecnie o około 10% niższa niż na początku października ubiegłego roku, czyli w momencie jego tworzenia. To znakomity wynik, jeśli wziąć pod uwagę, że w tym czasie WIRR zniżkował o ponad 12%, NIF o około 16%, WIGINFO zaś o 25,5%. Co prawda, inwestor nie zarobił na tym portfelu, ale pokonał kilka zacnych benchmarków!Zachęcony tym sukcesem pomyślałem, by nie iść na łatwiznę i stworzyć portfel złożony z walorów sześciu firm, w nadziei na lepsze efekty. Metodą losową (a jakże) wybrałem spółki do trzech portfeli. Pierwszy był tragiczny, przyniósł 26% straty i znalazł się w nim tylko jeden papier o dodatniej stopie zwrotu. Dwa pozostałe były jednak nieco lepsze. Oba przyniosły nieco ponad 8% strat. Zrezygnowałem jednak z dalszych losowań i wyliczania wyników. Jest przecież prostsza metoda, pozwalająca na wygraną w grze w sześć kart. Polega ona na szybkim ucinaniu strat, czyli sprzedaży tych akcji, które zniżkują. Byłaby nieskuteczna jedynie w przypadku pierwszego, najbardziej pechowego portfela (choć i w tym przypadku pozwoliłaby na znaczne zmniejszenie strat). Rzecz w tym, że ta metoda, choć wydaje się oczywista, bywa trudna do zastosowania z punktu widzenia psychiki gracza, szczególnie mniej doświadczonego, który najczęściej czeka na ?odbicie?, które często nie następuje, a straty rosną.Wszystkim inwestorom i spekulantom dedykuję fragment wywiadu z Piotrem Kochankiem, traderem działającym na rynkach instrumentów pochodnych (Profesjonalny Inwestor z listopada 2000 r.): ?Jeśli więc zamierzamy wykorzystać opcje w naszym portfelu inwestycyjnym, musimy to robić w logiczny i racjonalny sposób. Mówiąc wprost ? opcje, podobnie jak wódka, stworzone są dla mądrych ludzi.? Czyż to samo nie odnosi się do akcji? N