Początek wczorajszej sesji był spokojny. Rozpoczęliśmy notowania tuż poniżej zamknięcia z poprzedniego dnia. Biorąc pod uwagę, że sesje w USA zakończyły się spadkiem, a rynki azjatyckie także nie sygnalizowały przewagi popytu, otwarcie na małym spadku można było uznać za mocne. Dalsza część poranka była jeszcze ciekawsza.
Gdy cały świat powoli spadał, nasz rynek powoli się podnosił.
Ponownie prym wiodły spółki surowcowe, choć już powodów ku temu za wiele nie było. Ropa rosła niewiele, podobnie jak miedź. Mimo to przez pewien czas wyróżnialiśmy się.
Każdy, kto jest na rynku już od dłuższego czasu, ma świadomość, że taki stan nie ma szans na utrwalenie się. Prędzej czy później musi dojść do wyrównania. Tym razem nasz rynek zrównał się z pozostałymi. Jeszcze przed południem, gdy popyt już nie miał ochoty na kolejne zakupy, ceny zaczęły spadać. W ciągu kilku chwil rynek zjechał na poziom poprzedniego zamknięcia, by po kolejnej chwili notować nowe minima sesji. Przecena była krótka. Już w południe mieliśmy uspokojenie, które trwało właściwie do końca sesji. Ta trwająca przez połowę sesji konsolidacja sygnalizowała, że to nie był jeszcze koniec przeceny. Skoro popyt nie był w stanie wykreślić porządnej korekty przedpołudniowego spadku, to należało się liczyć z jego kontynuacją. Indeks potwierdził to przypuszczenie 10 minut przed 16.00, schodząc poniżej dołka wyznaczonego przed południem.
Sesja zakończyła się na minusach, ale nie oznacza to, że strona bycza nie ma czego szukać.