Przez ostatnie dni, tak samo jak wczoraj, rosły ceny surowców. Dzięki temu indeks CRB Futures odrobił trochę strat i oscylował wczoraj w pobliżu 400 pkt, czyli ostatniego szczytu sprzed półtora tygodnia. Mamy tu sytuację równowagi - żeby mówić czy to o kontynuacji hossy, czy to o zmianie trendu na spadkowy, indeks musiałby ruszyć się o co najmniej 20 pkt w jedną ze stron. A na to potrzeba najmniej kilka sesji.
Na rynku surowców generalnie znów zrobiło się jednak goręcej, a to za sprawą ropy naftowej. Notowania tego najważniejszego dla świata surowca w trakcie sesji na rynku nowojorskim dotarły wczoraj do poziomu 109,2 USD za baryłkę, jak dotąd najwyższego od czasu rekordu z 18 marca. Podskoczyły więc o prawie 3 USD w porównaniu z zamknięciem zeszłego tygodnia. Na najwyższym w historii poziomie znalazły się ceny benzyny - 2,79 USD za galon, rosnąc o 1,2 proc. Trudno wczoraj było szukać fundamentalnych przyczyn tych zwyżek. Analitycy mówili najczęściej o powrocie na rynek funduszy inwestycyjnych.
Duży ruch był także na rynku miedzi, która kosztowała w Nowym Jorku 400,15 centów za funt (8821 USD to tonę) i gdyby taka cena się utrzymała, byłoby to najwyższe zamknięcie w tym roku. Rekord z marca 2006 r. jest o 7 centów wyższy. Notowania miedzi podbił m.in. raport analityków z Citigroup, którzy podnieśli średnią cenę dla tego metalu w tym roku
o 15 proc., powołując się na utrzymujący się ogromny popyt z Chin, największego konsumenta metali.
Po południu naszego czasu CRB Futures wynosił 399,8 pkt i rósł o 1,01 proc. w stosunku do piątku.