Wielkość obrotu na pojedynczej sesji jest podstawą określania wielkości płynności na danym rynku. Im większy jest dzienny obrót, tym większym kapitałem można swobodnie obracać bez znacznego wpływu na ceny. Ostatnio obrót systematycznie malał. Tak na rynku kasowym, jak i terminowym. Przedwczoraj nie został nawet osiągnięty poziom 600 mln złotych. Jak na wielkość zaangażowanych na rynku w Warszawie kapitałów, jest to wartość wręcz śmieszna. Śmieszna, ale i groźna. Umożliwia ona bowiem wpływ na ceny przy zastosowaniu nawet niewielkiego kapitału. Pewnie niektórym byłoby to nawet na rękę. W spokojnych czasach można dzięki niskiej aktywności skutecznie podtrzymywać poziom kursów. Większości to pasuje i nie ma problemu. Gdy jednak pojawi się impuls, który wywoła reakcję większej liczby graczy, za którymi stoi poważniejszy kapitał, sytuacja robi się groźna. Niska aktywność sprawia, że większa fala podaży czy też popytu wpływa znacznie na ceny, gdyż dopiero ich zmiana aktywuje uśpionych wcześniej uczestników rynku.
Można przyjąć, że podobny mechanizm zadziałał wczoraj. Sesja zaczęła się bowiem niewinnie. Wróciliśmy w okolice połowy ostatnio obserwowanej konsolidacji po wcześniejszym odbiciu od poziomu wsparcia. Warto dodać, że przy tym wsparciu nikomu nie chciało się nawet go przetestować. Rynek był zamrożony. Ceny wahały się w zakresie konsolidacji? do chwili, gdy pojawiły się wyniki General Electric. Spółka krótko po południu opublikowała raport za I kwartał 2008 roku, którego treść okazała się rozczarowująca. Zysk koncernu nie sprostał oczekiwaniom, a na dodatek spółka obniżyła prognozy wyniku rocznego. To pobudziło podaż na całym świecie. Także u nas. Spadek cen okazał się znaczący, gdyż podaż nie miała partnera do zawarcia transakcji po aktualnych cenach. Musiała akceptować ceny niższe. W efekcie mamy szybki spadek cen przy dwukrotnie wyższym od przedwczorajszego obrocie. Przełamany został poziom wsparcia, co dla wielu jest sygnałem wyjścia z formacji podwójnego szczytu, a więc umożliwia dalszą przecenę. Czy to formacja, czy nie, nie ma się co spierać. Faktem jest, że ceny spadły i że doszły do poziomu kolejnego wsparcia, jakim jest dołek z 25 marca i znajdująca się pod nim luka hossy. Według mnie, to właśnie ten poziom jest bardziej wiarygodny dla oceny perspektyw rynku. Kontrakty już go pokonały.