Miedź staniała w piątek w Londynie o ponad 100 dolarów na tonie i w rezultacie cały miniony tydzień okazał się już drugim z rzędu, w którym spadała cena tego metalu.

O takim rozwoju sytuacji zdecydowały tym razem wiadomości ze Stanów Zjednoczonych i obawy, że spowolnienie tamtejszej gospodarki zmniejszy popyt na metale przemysłowe. Uczestników tego rynku zaniepokoiła większa od spodziewanej i przekraczająca 5 mld USD kwartalna strata największego amerykańskiego banku Citigroup. Szczególnie złe wrażenie zrobił jednak spadek indeksu ekonomicznego dla regionu Filadelfii, co sygnalizuje spadek produkcji przemysłowej. Stany Zjednoczone zajmują drugie miejsce na świecie pod względem zużycia miedzi i importują ją przede wszystkim z Chile.

Ceny miedzi spadały na londyńskiej giełdzie każdego dnia minionego tygodnia poza środą, kiedy rozpoczęli protest robotnicy kontraktowi w Codelco, które jest największym na świecie producentem miedzi. Domagali się wyższych płac, bo cena miedzi w tym roku wzrosła o 29 proc. Już następnego dnia zarząd spółki poinformował o zażegnaniu sporu i miedź staniała, chociaż szef związkowców twierdzi, że dwie kopalnie nadal stoją.

Pod koniec piątkowych notowań tona miedzi z dostawą za trzy miesiące kosztowała w Londynie 8480 USD, o 130 USD mniej niż na zamknięciu dzień wcześniej. Na koniec minionego tygodnia kontrakty te kosztowały po 8650 USD za tonę.