Na rynku surowców największą uwagę inwestorów wciąż przykuwają notowania ropy naftowej. Wczoraj kosztowała ona w Nowym Jorku już po 117,6 USD za baryłkę, bijąc kolejny rekord. Na szczytach znalazły się też ceny benzyny i oleju grzewczego.

Tak było przez kilka godzin notowań, bo potem spadły nie tylko ceny surowców energetycznych, ale i innych. Spośród 19 wchodzących w skład wskaźnika CRB Futures, śledzącego koniunkturą na rynkach surowcowych w Chicago i Nowym Jorku, około 18.00 naszego czasu na plusie pozostawały jedynie złoto i aluminium. W efekcie CRB Futures stracił wczoraj szansę na przebicie rekordu zamknięcia z połowy marca. Nie udało się to w zeszłym tygodniu, choć indeks ocierał się o szczyt przez całą jego drugą połowę. Sam fakt, że indeks był tego bliski, świadczy jednak o tym, że nastroje na rynku surowcowym znów są bycze, a po załamaniu sprzed miesiąca już praktycznie nie ma śladu.

CRB Futures miał po południu wartość 416,5 pkt, tracąc w stosunku do piątkowego zamknięcia 0,7 proc. Rekord z 13 marca wynosi zaś 420,4 pkt.

Za wczorajszym rekordem cen ropy stały m.in. informacje z koncernu Shell, który podał, że ataki na jego nigeryjskie instalacje spowodowały spadek dostaw o 169 tys. baryłek na dobę. Swoje zrobiły też deklaracje prezydenta OPEC Szakiba Chelila. Stwierdził, że jego organizacja nie może zwiększyć produkcji, bo nie znajdzie odbiorców na dodatkową ropę. OPEC od dawna utrzymuje, że na rynku nie ma żadnych braków podaży, a kolejne rekordy są dziełem spekulantów.