W ostatnich miesiącach kraje Europy Środkowej należały do tych nielicznych na świecie, które podnosiły stopy procentowe. Dziś siła walut Czech i Węgier może sprawić, że kolejne podwyżki okażą się zbędne.
- Aprecjacja korony jest według mnie poważnym argumentem za utrzymaniem istniejącego poziomu stóp - powiedziała Eva Zamrazilova, z zarządu Czeskiego Banku Narodowego, przyznając jednocześnie, że wiele zależeć będzie od majowych prognoz inflacji.
Wczoraj ministerstwo finansów podniosło szacunki tegorocznego wzrostu cen z 5,5 do 6 proc. Powodem jest to, że gospodarka ma się rozwijać nieco szybciej, niż zakładano jeszcze w styczniu. Wzrost PKB sięgnąć ma 4,9, a nie 4,7 proc. Jednak to wciąż wyraźnie poniżej ubiegłorocznego rekordu (6,5 proc.). - Polityka monetarna ma przed sobą sytuację najbardziej skomplikowaną od 10 lat - nie kryje Zamrazilova.
- Od dalszego zacieśniania polityki monetarnej może powstrzymać się również bank centralny Węgier - stwierdziła wczoraj Eszter Gargyan, ekonomista Citigroup w Wiedniu.
W walce z inflacją bankowi pomoże forint, który od marcowej podwyżki stóp zyskał już 3,3 proc., a od uwolnienia jego kursu w lutym bieżącego roku - 5,44 proc.