Obroty akcjami spółek z WIG20 na poziomie 460 mln zł to najlepszy dowód na to, że wczoraj inwestorzy na warszawskim parkiecie mieli przedłużony weekend. Chociaż decydujący wpływ na niewielką aktywność miały oczywiście święta w USA, to marazm wpisuje się w zjawisko trwające od dłuższego czasu. Coraz bardziej widoczne staje się wyczekiwanie inwestorów na jakiekolwiek rozstrzygnięcia.
Jak na razie zamiast przełomu mieliśmy ostatnio raczej błędne sygnały techniczne. Typową pułapką było naruszenie przez WIG górnego ramienia trójkąta w połowie miesiąca, a także choćby nieudana próba powstania odwróconej głowy z ramionami na wykresie WIG-Banki. Fakty te nie tyle na dłuższą metę dyskredytują analizę techniczną, co raczej przypominają, że inwestowanie na jej podstawie również wiąże się z ryzykiem przejściowych strat. Nie jest tajemnicą, że przedłużający się marazm to jak zwykle najgorsze możliwe warunki dla inwestorów podążających za trendem.
Mimo że wybicie w górę z obecnej stabilizacji wciąż jest możliwe, to nad parkietem unosi się widmo kontynuacji bessy. Długość okresu przejściowego (już ponad 3 miesiące) wskazuje, że nadchodzący ruch będzie wyjątkowo silny. Gdyby miał to być ruch w dół, to poziom 40 tys. pkt dla WIG-u nie stanowiłby zapewne większej bariery. Taki scenariusz zapewne spędza sen z powiek inwestorom, którzy już teraz widzą sens powrotu na rynek z powodów fundamentalnych. Argumenty za długoterminowymi zakupami to wyraźne obniżenie się wycen (przykładowo C/Z dla spółek z mWIG40 to ledwie 11, w porównaniu z 30 u szczytów hossy). Do tego dochodzi brak poważniejszych sygnałów osłabienia koniunktury w naszej gospodarce. Niekorzystne czynniki, takie jak bardzo mocny złoty czy wzrost kosztów, mają jak na razie decydujące znaczenie jedynie dla części spółek.
Te nie najgorsze perspektywy makro w połączeniu z groźbą kolejnej fali wyprzedaży pod wpływem ewentualnego pogorszenia nastrojów za oceanem sprawiają, że kluczem do sukcesu może się okazać połączenie sygnałów płynących z analizy fundamentalnej i technicznej.