Kryzys może dać się we znaki również hotelarzom

Spowolnienie gospodarcze wynikające z kryzysu kredytowego raczej nie pozostanie bez wpływu na światową branżę hotelową. O tak dobre wyniki, jak w zeszłym roku, będzie więc trudno

Aktualizacja: 27.02.2017 13:24 Publikacja: 28.05.2008 09:00

Jedną z podstawowych miar w branży jest przychód na wolny pokój (określany skrótem revPAR), którego wzrost należy interpretować jako zwiększenie się popytu i oznakę dobrej koniunktury. Powiązane z nią są wskaźniki zajętości pokoi (occupancy rate) i średniej stawki za jedną noc w pokoju (ARR). W ich wypadku jest podobnie - im wyższe, tym dla hotelarzy lepiej.

Wyjątkowy zeszły rok

Jak pokazał sondaż HotelBenchmark, firmy doradczej Deloitte, w ubiegłym roku szczególnie mocno podniosła się pierwsza z tych miar. Najbardziej w obu Amerykach - aż o 24 proc., do 75 USD średniego przychodu na każdy pokój. W Europie skok wyniósł 15,8 proc. (do 114 USD) i po części wynikał z umocnienia euro. Ale nawet bez tego efektu revPAR zwiększył się o ponad 6 proc., co według analityków było świetnym wynikiem, zważywszy na mniej zapełniony kalendarz imprez sportowych i kulturalnych (np. Niemcy nie mogli liczyć na powtórkę z finałów piłkarskich mistrzostw świata, które odbyły się tam rok wcześniej).

Doskonale w ubiegłym roku radzili sobie też hotelarze z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. - W ostatnich latach branża święciła same triumfy - wiele regionów notowało dwucyfrowy wzrost revPAR. Jednak 2007 r. był pierwszym, kiedy wszystkie główne regiony zanotowały dwucyfrowy wzrost zarówno revPAR, jak i średniej stawki za pokój. Na takie wyniki wpływ miała przede wszystkim dobra koniunktura gospodarcza, która zachęcała do podróży służbowych i turystycznych - podsumowywała styczniowy raport Deloitte Lorna Clarke, szefowa projektu HotelBenchmark. Ale już wtedy zwracała uwagę: - W 2008 r. koniunktura może być jednak nieco gorsza, gdy światowa gospodarka zacznie zwalniać.

Inwestorzy zmienili zapatrywania

Zmianę oczekiwań co do przyszłych wyników finansowych właścicieli i zarządców hoteli oraz innych obiektów ruchu turystycznego doskonale widać po notowaniach giełdowych takich spółek. Od szczytu na jesieni indeks Bloomberg World Lodging, uwzględniający notowania 40 największych firm hotelowych z całego świata (w tym kilku mających także kasyna), do pierwszych dni maja stracił niemal 30 proc., podczas gdy odpowiadający mu wskaźnik szerokiego rynku Bloomberg World spadł jedynie o nieco poniżej 10 proc. Raczej nikt z inwestorów nie liczy więc, że hotelarzom uda się przejść kryzys zupełnie bezboleśnie.

Dotychczasowe sygnały nie są jednoznaczne i pokazują, że skutki kryzysu dla branży mogą być różne w różnych częściach świata. Na przykład, dane z Francji świadczą o kontynuacji zeszłorocznego trendu. W I kwartale, według firmy konsultingowej MKG, revPAR dla tamtejszych hoteli zwiększył się o 7,1 proc. (do 51,2 euro), nie odbiegając zbytnio od przeciętnego wzrostu w zeszłym roku. Złożyła się na to zarówno zwyżka średniej stawki za dobę w pokoju o 5,9 proc. (do 82,2 euro), jak i wskaźnika zajętości o 0,7 pkt proc., do 62,3 proc. Z komentarzy analityków bije umiarkowany optymizm: choć są problemy,

Paryż i inne francuskie miasta powinny być

nadal chętnie odwiedzane przez biznesmenów i turystów.

W USA firmy już narzekają...

Co innego w Stanach Zjednoczonych, które stały się źródłem globalnego kryzysu. Tam gospodarka zahamowała wyraźniej niż gdzie indziej, konsumenci zmagają się z rekordowo wysokimi cenami paliw i spadkiem cen nieruchomości,

dlatego nie w głowie im wojaże. Wskaźnik revPAR, według wyliczeń firmy Smith Travel

Research, w pierwszych dwóch miesiącach tego roku wzrósł jedynie o 3,4 proc., w porównaniu z 5,7-proc. dynamiką notowaną w 2007 r., wskaźnik occupancy zaś zmniejszył się o 1,5 pkt proc., do 55,3 proc.

Nie dziwi więc, że dwie z największych amerykańskich firm hotelowych, publikując kwartalne raporty, dość jasno zwróciły uwagę na problemy z popytem na swoje usługi. Marriott International i Starwood Hotels & Resorts (m. in. marka Sheraton) jednocześnie zanotowały też spadek zysków w I kwartale. W przypadku Marriotta skurczył się on o jedną trzecią, a w drugiej ze spółek aż o trzy czwarte. Analitycy i inwestorzy byli jednak przygotowani na jeszcze większe rozczarowanie, toteż akcje obu spółek odrobiły część wcześniejszych strat.

Zarówno Marriott, jak i Starwood zanotowały niewielki, wynoszący odpowiednio 3,9 proc. i 2,4 proc., wzrost przychodów. Znacząco pomogło w tym jednak osłabienie dolara, dzięki czemu przychody z innych rynków proporcjonalnie wzrosły. - Rozwój światowej gospodarki i infrastruktury postępuje w niezwykle szybkim tempie. To dla nas bardzo dobra wiadomość - komentował Frits Van Paasschen, szef Starwood.

... a w Europie (jeszcze?) nie

W Europie podobnych utyskiwań ze strony firm - przynajmniej na razie - nie słychać. Brytyjska InterContinental Hotels Group (m. in. marki InterContinental i Holiday Inn), pomijając nadzwyczajne straty związane z przetasowaniami w aktywach, zamknęła kwartał z zyskiem o jedną piątą wyższym niż rok temu, przychody zaś zwiększyła o 15 proc., do 226 mln funtów. Wprawdzie szef grupy Andrew Cosslett nie tak dawno narzekał na nieco mniejszą liczbę gości z USA,

ale ostatnio twierdził już, że zastąpili ich turyści i biznesmeni z Europy Wschodniej.

Francuski Accor, inwestor Orbisu i zarazem największa firma hotelowa w Europie, po I kwartale nie ujawnił zysków, więc o jego rentowności nic nie wiadomo. Firma zanotowała natomiast z działalności kontynuowanej prawie 5-proc. wzrost przychodów, który mógł być większy, gdyby nie efekt walutowy, w tym wypadku akurat negatywny (umocnienie euro sprawiło, że przychodów z rynku amerykańskiego czy brytyjskiego było odpowiednio mniej). Akcje Accoru, który ma obiekty prawie w stu krajach, przez rok spadły o nieco ponad jedną piątą. Jednak widoki dla akcjonariuszy są niezłe, a jest tak ze względu na deklaracje dwóch firm inwestycyjnych, amerykańskiej Colony Capital i Eurazeo, mających zamiar przejąć jedną trzecią akcji francuskiej firmy. Obie one wierzą, że papiery Accoru stały się w wyniku przeceny niedowartościowane, a firma ma dobre perspektywy.

W naszym regionie śpią spokojniej

W Europie Środkowo-Wschodniej wpływ

kryzysu kredytowego na gospodarki prawdopodobnie pozostanie ograniczony, dlatego

też szefowie hoteli mogą spać nieco spokojniej. Z danych Deloitte wynika, że jeśli chodzi o poprawę branżowych wskaźników, w zeszłym roku był to najbardziej dynamiczny region na całym

kontynencie. Niewykluczone więc, że tak samo

będzie i w tym roku, bo przecież nadciągające z USA spowolnienie w pierwszej kolejności

powinno uderzyć w zachód Europy, a dopiero potem w dalsze rejony.

Średni przychód na pokój (revPAR) w regionie, do którego zalicza się też Polska, wzrósł w zeszłym roku, licząc w euro, o 6,9 proc. Równych sobie w całej Europie nie ma Moskwa, gdzie każdy pokój przynosi już średnio 267 euro wpływów na dzień. Wyprzedziła, kolejne w klasyfikacji,

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego