Indeksy akcji w USA rosły przez cały miniony tydzień i od wzrostu zaczęły też ostatnią sesję maja. Przewodził sektor technologiczny, ciągnięty w górę przez Della.
Komputerowy koncern, drugi na świecie w produkcji pecetów, śmiało mógł uchodzić w piątek za gwiazdę sesji na Wall Street. Po opublikowanych w czwartek wynikach finansowych, które wskazują na wysoki popyt na jego produkty i powodzenie strategii wdrażanej przez założyciela Michaela Della, od jakiegoś czasu znów kierującego swoją firmą, kurs Della podskoczył o blisko 9 proc. Kilku analityków podniosło rekomendację dla akcji spółki. W ślad za Dellem w górę szły notowania innych firm z branży high-tech, a indeks Nasdaq Composite rósł o 0,5 proc.
Dla szerokiego grona inwestorów znaczenie miały publikowane w piątek dane makro, których bilans wyszedł mniej więcej na zero. Wydatki konsumpcyjne wzrosły jedynie o 0,2 proc. w skali miesiąca, zaufanie konsumentów obniżyło się mocniej niż oczekiwano, ale na pocieszenie też tylko o 0,2 proc. podskoczyła inflacja. Oddaliła się więc nieco groźba ewentualnych podwyżek stóp procentowych.
Na giełdach europejskich w piątek też kontynuowano zwyżkę cen akcji. Zapał kupujących był jednak nieco większy niż za Atlantykiem i indeksy rosły momentami o około 1 proc. Ostatecznie najważniejsze wskaźniki, z wyjątkiem brytyjskiego FTSE-100, zyskały solidarnie po 0,6-0,7 proc. Wieści z urzędów statystycznych nie były zbyt sprzyjające - znów wzrosła w eurolandzie inflacja, a w Niemczech spadła sprzedaż detaliczna. Graczy cieszył natomiast duży spadek cen ropy naftowej, który poprawił perspektywy linii lotniczych. Akcje Air France-KLM i British Airways drożały po 7 proc. W reakcji na wieści z Della gracze rzucili się na akcje europejskich firm produkujących półprzewodniki, jak STMicroelectronics czy ASML Holdings.
Maj okazał się mniej łaskawy dla inwestorów niż kwiecień. Indeksy zmieniły się symbolicznie i do odrobienia strat z początku roku wciąż im sporo brakuje.