Jednak przy niskiej wciąż aktywności inwestorów trudno będzie o tak odważne rozstrzygnięcia. Bez bardziej zdecydowanych sygnałów ze światowych rynków nasza giełda sama chyba nie pokusi się o nie. Tym samym jest duże prawdopodobieństwo, że trend boczny potrwa jeszcze jakiś czas.
Nowe impulsy
Choć w skali tygodnia zmiany indeksów nie były duże, to wokół rynków działo się sporo. Niewykluczone, że te wydarzenia będą rzutować na bieg zdarzeń w przyszłości. Chodzi przede wszystkim o kwestie związane z polityką pieniężną prowadzoną przez banki centralne, sygnały odnawiających się kłopotów branży finansowej i kolejne oznaki spowolnienia globalnej gospodarki, które tym razem bardziej dotyczyły innych części świata niż Stany Zjednoczone.
Najmocniejszy sygnał w kwestii polityki monetarnej dał szef Europejskiego Banku Centralnego. Jean-Claude Trichet mówił o konieczności rozważenia podwyżki stóp procentowych na lipcowym posiedzeniu. Tłumaczył to podniesieniem prognoz inflacyjnych na obecny i przyszły rok. Równocześnie zaniepokojenie wpływem słabego dolara na tempo wzrostu cen w amerykańskiej gospodarce skłoniło szefa Rezerwy Federalnej, Bena Bernanke, do wysłania sygnału, że mało realne są dalsze cięcia stóp procentowych w Ameryce. Przy wysokiej inflacji ograniczenia wysokich kosztów pieniądza nie zaryzykuje też Bank Anglii.
Odnośnie do najważniejszych państw rozwiniętych sytuacja zdaje się więc być prosta - poluzowania w polityce monetarnej nie ma się już co spodziewać. Pojawia się przy tym pytanie, na ile na taki scenariusz przygotowani są inwestorzy. Sądząc po silnych reakcjach na rynku obligacji, gdzie dochodowość mocno podskoczyła w ostatnim czasie, taki obrót spraw zaskakuje.