Giełdy na Starym Kontynencie odczuwają skutki spowolnienia

Trzeci kolejny tydzień notowania na warszawskim parkiecie pozostają pod presją sprzedających. Wciąż raczej mówimy o próbie obrony przed głębszą zniżką niż o nadziejach na trwalszy ruch w górę. Maleje przy tym prawdopodobieństwo, że rysowana od drugiej połowy stycznia formacja trójkąta odegra prognostyczną rolę. Już czas najwyższy na jej opuszczenie

Aktualizacja: 27.02.2017 13:17 Publikacja: 07.06.2008 08:48

Jednak przy niskiej wciąż aktywności inwestorów trudno będzie o tak odważne rozstrzygnięcia. Bez bardziej zdecydowanych sygnałów ze światowych rynków nasza giełda sama chyba nie pokusi się o nie. Tym samym jest duże prawdopodobieństwo, że trend boczny potrwa jeszcze jakiś czas.

Nowe impulsy

Choć w skali tygodnia zmiany indeksów nie były duże, to wokół rynków działo się sporo. Niewykluczone, że te wydarzenia będą rzutować na bieg zdarzeń w przyszłości. Chodzi przede wszystkim o kwestie związane z polityką pieniężną prowadzoną przez banki centralne, sygnały odnawiających się kłopotów branży finansowej i kolejne oznaki spowolnienia globalnej gospodarki, które tym razem bardziej dotyczyły innych części świata niż Stany Zjednoczone.

Najmocniejszy sygnał w kwestii polityki monetarnej dał szef Europejskiego Banku Centralnego. Jean-Claude Trichet mówił o konieczności rozważenia podwyżki stóp procentowych na lipcowym posiedzeniu. Tłumaczył to podniesieniem prognoz inflacyjnych na obecny i przyszły rok. Równocześnie zaniepokojenie wpływem słabego dolara na tempo wzrostu cen w amerykańskiej gospodarce skłoniło szefa Rezerwy Federalnej, Bena Bernanke, do wysłania sygnału, że mało realne są dalsze cięcia stóp procentowych w Ameryce. Przy wysokiej inflacji ograniczenia wysokich kosztów pieniądza nie zaryzykuje też Bank Anglii.

Odnośnie do najważniejszych państw rozwiniętych sytuacja zdaje się więc być prosta - poluzowania w polityce monetarnej nie ma się już co spodziewać. Pojawia się przy tym pytanie, na ile na taki scenariusz przygotowani są inwestorzy. Sądząc po silnych reakcjach na rynku obligacji, gdzie dochodowość mocno podskoczyła w ostatnim czasie, taki obrót spraw zaskakuje.

Reakcje na przyszłe zmiany w polityce pieniężnej mocno też oddziałują na notowania walut. Widać to było przede wszystkim na EUR/USD, gdzie najpierw opinie Bernanke wzmocniły dolara, a potem słowa Tricheta wywołały szturm na wspólną walutę. Jednak również w innych przypadkach dało się odczuć, jak ważną kwestią są stopy procentowe. Po sygnałach ze strony szefa banku centralnego z Nowej Zelandii o możliwym cięciu kosztu pieniądza tamtejszy dolar spadł najmocniej od 5 miesięcy.

Inaczej sprawa przedstawia się na rynkach wschodzących. Tam nie mamy do czynienia z perspektywą podnoszenia stóp procentowych, a proces ten już trwa. W ostatnich dniach koszt pieniądza zwiększył się w Indonezji i na Filipinach. O konieczności przeciwdziałania narastającej inflacji mówił natomiast szef brazylijskiego banku centralnego. Widać więc wyraźnie, że w większości krajów kolejne miesiące będą upływać raczej pod znakiem wzrostu restrykcyjności polityki pieniężnej.

Branża finansowa słabnie

Zjawiskiem, które stopniowo powraca do świadomości inwestorów, jest kryzys sektora finansowego. Spółki z tej branży kontynuują spadkowy trend zapoczątkowany ponad miesiąc temu. Indeks S&P Global 1200 Financial, w skład którego wchodzi 238 największych spółek finansowych z całego świata, od końca maja stracił 1,8 proc., a od maksimum z początku ubiegłego miesiąca 9,2 proc. Zaniepokojenie budzi nie tylko brak wyraźniejszej poprawy na rynku nieruchomości w Ameryce, ale coraz wyraźniej widoczny kryzys w Wielkiej Brytanii, gdzie coraz mniej ludzi zaciąga kredyty hipoteczne, a ceny domów spadają w tempie nienotowanym od lat.

W kwestii kondycji sektora finansowego zabrał ostatnio głos wiceszef Rezerwy Federalnej, który mówił o dalszych odpisach związanych z utratą wartości aktywów w instytucjach finansowych. Jeffrey Lacker, szef regionalnego oddziału Fed z Richmond, zwracał uwagę na ryzyko pożyczania przez banki centralne środków firmom inwestycyjnym, co może skłaniać je do podejmowania większego ryzyka i w efekcie prowadzić do kolejnych kryzysów. Natomiast sekretarz skarbu USA Henry Paulson wspominał o "miesiącach" potrzebnych do ustabilizowania sytuacji na rynkach finansowych. Do tego dochodzą spekulacje dotyczące konieczności dalszego dokapitalizowania amerykańskich banków oraz doniesienia o kłopotach brytyjskiego Bradford & Bingley, jednego z największych pożyczkodawców na tamtejszym rynku hipotecznym. Słabsze notowania spółek finansowych i narastająca niepewność wokół ich przyszłej kondycji przemawia przeciwko scenariuszowi zakładanemu przez inwestorów, że w II połowie tego roku koniunktura gospodarcza będzie lepsza niż w pierwszych sześciu miesiącach.

Gospodarki słabną

Przez cały tydzień przeważały niepokojące sygnały z największych gospodarek. W przypadku amerykańskiej schemat był w miarę prosty - dane okazały się lepsze od oczekiwań, ale wykazywały regres w porównaniu z sytuacją sprzed miesiąca. Dużo gorzej było z wiadomościami napływającymi ze strefy euro. Większość zarówno rozczarowała, jak i w ujęciu bezwzględnym wypadła bardzo słabo.

Z naszego punktu widzenia to znacznie gorsza sytuacja niż zaostrzanie się kłopotów gospodarki USA. To Unia Europejska jest naszym głównym partnerem handlowym, więc jej kłopoty po czasie mogą się stać w części także naszymi. W związku z tym duży spadek sprzedaży detalicznej w strefie euro, spore osłabienie zamówień fabrycznych w Niemczech czy recesyjny odczyt wskaźnika PMI dla sektora usług w Wielkiej Brytanii muszą niepokoić. Oczekiwania na poprawę kondycji światowej gospodarki stanęły w sprzeczności z prognozami OECD dla najbardziej uprzemysłowionych państw świata. Ta organizacja zapowiedziała spadek dynamiki rozwoju jej członków do 1,8 proc. w tym roku i do 1,7 proc. w przyszłym. Te oczekiwania są zbieżne z odczytem wskaźników wyprzedzających koniunktury dla 30 państw z OECD. Zapowiadają stan gospodarek w perspektywie kolejnych 6 miesięcy. Wśród najbogatszych państw świata (G7) wszystkie odnotowują spowolnienie. W gronie najważniejszych rynków wschodzących odwrócenia dobrej koniunktury można spodziewać się w Indiach oraz Brazylii, umiarkowanego odwrócenia w Chinach. Jedynie Rosja ma szanse stopniowo się dalej rozwijać. W tych warunkach nasza giełda zakończyła tydzień w pobliżu dolnej granicy trójkąta, która na wykresie WIG wypada przy 45,5 tys. pkt. To oznacza, że nowy tydzień zacznie się od ataku na tę barierę. Jej przełamanie będzie negatywnym sygnałem na przyszłość. Jeśli kolejny tydzień obroni się ona, trzeba będzie uznać, że formacja przestaje mieć znaczenie.

WIG na dolnej granicy trójkąta

Ostatnie sesje wyraźnie przybliżyły WIG do opuszczenia formacji trójkąta, jaka tworzy się na wykresie WIG od ustanowienia styczniowego dołka. Teoria mówi, że notowania powinny wybić się z trójkąta mniej więcej w dwóch trzecich jego długości, więc czas już najwyższy na rozstrzygnięcia. Skoro formację poprzedziła fala zniżkowa, wyjście dołem z niej będzie stanowić silny sygnał sprzedaży, zapowiadający kontynuację trendu malejącego, zapoczątkowanego w lipcu 2007 r. Skala spadku, jaka powinna wtedy nastąpić, będzie równa przynajmniej wysokości trójkąta. Wynosi ona około 10 proc., co oznaczałoby spadek WIG przynajmniej do 41 tys. pkt.

Gwałtowne osłabienie dolara

Gwałtowna wyprzedaż dolara przetoczyła się przez rynek w ostatnich dwóch dniach minionego tygodnia. Wynikała w części z wcześniejszego umocnienia amerykańskiej waluty na fali obaw inflacyjnych i zagrożenia podniesieniem stóp procentowych. W największym stopniu przyczyniła się do tego jednak zmiana tonu dotyczącego polityki pieniężnej w strefie euro przez szefa EBC. Zapowiedź rozważenia podwyżki kosztów pieniądza na lipcowym posiedzeniu władz monetarnych wywołała falę wyprzedaży dolara. Została wzmocniona największym wzrostem stopy bezrobocia od 1986 r. Kondycja dolara wciąż mocno oddziałuje na rynek surowców.

Rentowność obligacji prawdę powieZachowanie rynków obligacji na świecie może dać odpowiedź, w jak dużym stopniu inwestorzy obawiają się nadmiernej inflacji. Ten czynnik oddziałuje na notowania papierów skarbowych dwojako. Z jednej strony, ze względu na groźbę podwyżek stóp procentowych podnosi dochodowość obligacji, z drugiej, perspektywa wyższych kosztów pieniądza stanowi wyzwanie dla gospodarki i w efekcie rentowność może zmniejszać. Piątkowa reakcja obligacji w USA, gdzie zyskowność 10-latek spadła o 0,08 pkt proc., do 3,94 proc., po tym jak dzień wcześniej wzrosła w podobnym stopniu, pokazała, że perspektywa spowolnienia jest równoważona groźbą inflacji.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy