Wbrew oczekiwaniom, zabrakło rozstrzygnięcia w kwestii reformy unijnego rynku energii na piątkowym posiedzeniu ministrów gospodarki krajów Wspólnoty. - Brak kompromisu dzisiaj przekreśla nadzieje na osiągnięcie porozumienia w ogóle - powiedział Andris Piebalgs, komisarz UE ds. energetyki. Uczestnikom spotkania nie udało się zażegnać długo trwającego sporu o pełny rozdział właścicielski przy przesyle i produkcji energii.
Komisja Europejska zaproponowała we wrześniu ubiegłego roku, aby przesyłem i produkcją energii nie mogła zajmować się jedna firma. Taki wariant miał wpłynąć na poprawę konkurencji i obniżkę cen. Jednak pełny podział ról od razu spotkał się z dużym sprzeciwem grupy państw z Francją i Niemcami na czele.
Kraje te, które reprezentują interesy dużych koncernów energetycznych, zasugerowały przyjęcie pośredniego rozwiązania: zachowanie przesyłu i produkcji w rękach jednej firmy, ale ze zwiększeniem kompetencji regulatora rynku. Na takich zasadach opierał się również oficjalny kompromis, który zaproponowała w piątek Słowenia, przewodnicząca Unii Europejskiej w tym półroczu.
Za stanowiskiem Paryża i Berlina stoją również interesy francuskich i niemieckich spółek energetycznych w Rosji. Według propozycji Komisji Europejskiej, przesył w krajach unijnych ma być zamknięty dla inwestorów z państw trzecich. Wyjątek był przewidziany dla spółek, które udowodnią, że nie zajmują się produkcją energii. Oznaczałoby to, że zakaz inwestowania w europejskie sieci przesyłowe obejmowałby m.in. Gazprom. Kremlowi bardzo nie spodobała się taka propozycja. W efekcie przedstawiciele rosyjskiego rządu nieraz ostrzegali Europę, że w odpowiedzi mogą ograniczyć dostęp zagranicznych inwestorów do sektora energetycznego. Interesy w tej branży prowadzą na Wschodzie m.in. francuski EDF, niemiecki E. ON czy włoski Enel.
Klauzula dotycząca spółek z krajów trzecich może wejść w życie w tych państwach, które zdecydują się na pełny rozdział właścicielski. Bariery nie dotyczyłyby wówczas Francji i Niemiec.