Napływające każdego tygodnia dane wyraźnie pokazują, że bardzo niewielu rozwiniętym krajom uda się uniknąć w tym roku poważnego ochłodzenia koniunktury na rynku nieruchomości. Największe rozmiary przybrało ono na Wyspach Brytyjskich i Półwyspie Pirenejskim. Tam zapaść w budownictwie przyczyniła się do znaczącego osłabienia kondycji tamtejszych gospodarek.
Ostatnio modne jest porównywanie naszego kraju z Hiszpanią i Irlandią. Tam też rynki nieruchomości mieszkaniowych przeżywały rzadko spotykany boom - w ciągu dekady (lata 1997-2007) ceny wzrosły odpowiednio o 200 i 270 proc. Czy Polsce grozi podobny scenariusz - załamanie po okresie szybkiego wzrostu cen?
Nasz rynek mniej przegrzany
- W Polsce natomiast przed dziesięcioma laty nie przeprowadzano jeszcze dokładnych analiz rynku, ale średnie ceny mieszkań w Warszawie wzrosły w latach 1997-2007 o 250 do 300 proc. - powiedział Jacek Bielecki, członek zarządu Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Trzeba jednak pamiętać, że w Polsce okres gwałtownych wzrostów cen trwał głównie w ostatnich czterech latach.
Od lat dziewięćdziesiątych we wszystkich trzech krajach deweloperzy ukierunkowywali się przede wszystkim na budownictwo o wyższym standardzie, którego ogromnie brakowało. W końcu - w ubiegłym roku - doszło do całkiem podobnego wyhamowania cen. Dodatkowym podobieństwem jest geograficzna koncentracja boomu w niektórych częściach kraju (duże miasta i regiony atrakcyjne turystycznie).