Większość mieszkańców Irlandii opowiedziała się przeciwko ratyfikacji nowego traktatu reformującego Unię Europejską. Skutki tego odczuł w piątek rynek walutowy. Ekonomiści podkreślają jednak, że fakt odrzucenia traktatu nie ma zbyt wielkiego znaczenia dla wspólnotowej gospodarki.
Według oficjalnych danych irlandzkiej komisji wyborczej, przeciwko traktatowi z Lizbony zagłosowało 53,4 proc. Irlandczyków, którzy wzięli udział w referendum. "Za" było tylko 46,6 proc. głosujących. Oznacza to, że najprawdopodobniej - o ile nie zostanie uruchomiony żaden "plan B" - nie stanie się on obowiązującym prawem, ponieważ do tego potrzeba zgody wszystkich 27 państw Unii. Tylko Irlandia oddała w tej sprawie głos obywatelom. W pozostałych krajach o losach traktatu decydowały (lub dopiero miały decydować) parlamenty.
- Jest sporo nerwowości przed wynikami irlandzkiego głosowania, co wpływa na notowania euro. Jeśli przeważą głosy na "nie", wspólna waluta może przetestować dołki na poziomie 1,52 USD - komentowali w piątek z rana traderzy z rynku walutowego z londyńskiego oddziału banku BNP Paribas. Nie pomylili się zanadto. Gdy w południe pojawiły się pierwsze sygnały o fiasku referendum, euro straciło do dolara ponad 1 cent i kosztowało 1,5332 USD. Dzień wcześniej euro kosztowało 1,5439 USD.
Chociaż traktat z Lizbony dotyczy głównie kwestii politycznych, to wątki gospodarcze odegrały istotną rolę w jego odrzuceniu. Oponenci traktatu przekonywali mieszkańców Zielonej Wyspy, że kraj musiałby zrezygnować z atrakcyjnych podatków w wyniku ich harmonizacji w ramach Wspólnoty i straciłby prawo weta przy okazji negocjacji handlowych.
Większość ekonomistów zgadza się jednak, że przyjęcie traktatu mogło mieć jedynie pośredni wpływ na unijną gospodarkę - wynikający z tego, że integracja ekonomiczna nie może przebiegać sprawnie bez integracji w sferze polityki. Traktat z Lizbony skupia się właśnie na kwestiach politycznych, dotyczących zasad podejmowania decyzji w ramach UE czy zmniejszeniu liczebności Komisji Europejskiej.