Początek tygodnia był spokojny. Poniedziałkowe notowania zawierały się w przedziale między wsparciem w okolicy 2580-2600 pkt a oporem znajdującym się ok. 100 pkt wyżej. Ten opór to oczywiście poziom wybicia z formacji podwójnego szczytu. Czekaliśmy na wyjście cen z tych kleszczy. Nastąpiło to we wtorek rano. Po przecenie w USA nasz rynek zaczął dzień spadkiem. Jeszcze na początku wydawało się, że jest szansa na wybronienie się, ale z każdą chwilą zmniejszały się szanse na taki optymistyczny scenariusz. Spadek został pogłębiony, a wsparcie definitywnie pokonane. W środę spadek został jeszcze pogłębiony, ale tylko w niewielkim stopniu. Faktycznie rozpoczęliśmy kreślenie konsolidacji, które przeciągnęło się do czwartku. Dopiero piątek przyniósł zmianę. Rynek ponownie poszedł w górę. Wzrost był wystarczająco duży, by zniwelować wahania z wtorku, ale nie na tyle, by zamknąć lukę bessy, jaka we wtorek została wykreślona.
Dobra końcówka tygodnia poprawiła sytuację byków, ale nie na tyle, by już myśleć o tym, że spadek cen się zakończył. Do tego potrzeba jeszcze przynajmniej zamknięcia luki. Jest także inny czynnik, który nie pozwala bykom na radość po piątkowej sesji. Chodzi o obrót. Jeśli ma to być powrót do wzrostu, który w konsekwencji ma przynieść nam ponowną próbę ataku na poziom 2800 pkt (a tylko taki wzrost należy brać poważnie), to aktywność popytu powinna być większa. Tymczasem podaż nie stawiała większego oporu, a ceny wzrosły nieco ponad 50 pkt. Nie jest to wynik wyróżniający ten dzień spośród innych. Sesja ledwie sięga średniej zmienności. Czy jest to więc atak, który ma spore szanse na kontynuację, czy tylko atak związany z dwoma dniami bierności podaży? W tej chwili bardziej prawdopodobny wydaje się drugi wariant.
Przyszły tydzień będzie ostatnim tygodniem wakacji. Od września można spodziewać się większego zainteresowania rynkiem. Ostatnio stale ktoś był na urlopie, co mogło wpływać na poziom aktywności. Wkrótce będziemy w komplecie. Wszystko będzie ponownie przeanalizowane i podjęte zostaną decyzje. Jakie? Przyznam, że argumentów za wzrostem cen nie ma zbyt wiele. Sam fakt sporej przeceny to za mało. Kto wie, być może zakupy na obecnych poziomach będą po kilku latach uznane za atrakcyjne, ale mam spore wątpliwości, czy taka sama ocena będzie miała miejsce w grudniu.