Wczorajszej sesji nie można nazwać inaczej, jak dramatem. Nie chodzi tu bynajmniej o jakiś szczególnie wielki spadek cen, bo ten akurat był mały i z pewnością pod tym względem sesja na takie miano nie zasługuje. "Dramat" dotyczy poziomu aktywności. Dopiero w ostatniej godzinie obrót osiągnął 200 mln zł, czyli tyle, ile osiąga w czasie normalnej sesji około godziny 11.00, a jeśli sesja jest szczególnie ważna, to w czasie pierwszych kilkudziesięciu minut handlu. Tym razem tego handlu po prostu nie było. O sesji można byłoby spokojnie zapomnieć, gdyby nie to, że zmiany cen na wykresie wyglądają intrygująco.

Rzućmy więc okiem na kreski. Okazuje się, że piątkowa zwyżka zakończyła się w okolicy luki bessy i wczoraj ta luka nawet nie była atakowana. Rachityczny wzrost na początku sesji nie można takim atakiem nazwać. Później przewagę uzyskała podaż. Gdyby towarzyszył temu choćby średni obrót, to można byłoby mówić o odbiciu od poziomu oporu. Wtedy konsekwencją miałby być dalszy spadek cen. Problem w tym, że obrót nie był nawet średni. Zatem wcale nie jest pewne, czy ten przypuszczalny spadek faktycznie się pojawi. Ta wczorajsza przewaga podaży to sprawa zupełnie umowna. Skoro nie było na rynku poważniejszego kapitału, to trudno jest powiedzieć, jakie panują obecnie nastroje. Sprawa jest tym bardziej mało przejrzysta, że obecnie znajdujemy się w połowie drogi, jaką wcześniej wykonał rynek od lipcowego dołka do szczytów z przełomu lipca i sierpnia. Tym samym teoretycznie nadal możliwe są scenariusze zarówno wzrostu, jak i spadku cen. Trend się zatrzymał i dopiero wyznaczenie nowych minimów bessy będzie definitywnym sygnałem przewagi niedźwiedzi na rynku. Do tego czasu będziemy musieli borykać się z różnymi dziwnymi wydarzeniami.

Aktywność nie była wspomagana przez publikacje danych makro. W czasie całego dnia nie pojawiły się żadne ciekawsze dane dotyczące polskiej gospodarki, a dopiero o 16.00 poznaliśmy dynamikę obrotów na rynku wtórnym nieruchomości w USA. Okazało się, że lipcowa sprzedaż domów używanych była nieco większa od prognoz, a co ważniejsze, zanotowała wzrost względem danych z czerwca. Radość była jednak krótka, bo każdy chyba ma świadomość, że jeden miesiąc nie zmieni trendu, a ten pozostaje na razie spadkowy. Popyt na domy kuleje i na razie będzie kulał.