Związki zawodowe w państwowej energetyce grożą zablokowaniem debiutów giełdowych Enei oraz Polskiej Grupy Energetycznej. Ich zdaniem, to jedyny sposób, by wymóc na rządzie załatwienie sprawy akcji pracowniczych w energetyce. Solidarność oczekuje, że rząd podejmie wiążące działania w tej sprawie jeszcze przed IPO Enei, planowanym na drugą połowę października. Czasu jest coraz mniej, sprawa protestów powinna rozstrzygnąć się już w najbliższych dniach.
Czy to poważne zagrożenie?
Jakich działań można spodziewać się ze strony związkowców? Strajków, głośnych pikiet i zarzutów, że polski rząd nie przestrzega umów. Do tego Solidarność zapowiada blokowanie decyzji podejmowanych przez WZA spółek energetycznych poprzez członków załóg, którzy już dostali swoje akcje pracownicze. - Zrobimy w spółkach takie zamieszanie, że inwestorzy będą omijać energetykę szerokim łukiem - ostrzegają związkowcy. Czy rzeczywiście tego typu reakcje związkowców są w stanie odstręczyć inwestorów finansowych od kupna np. akcji Enei? Analitycy finansowi są sceptyczni. Mówią, że z wyceną Enei już i tak są problemy, więc nastroje społeczne nie są w stanie mocno pogorszyć atmosfery.
Rzecz w tym, że załogi spółek z sektora są coraz bardziej zdeterminowane. Pojawiają się głosy, że MSP celowo odwleka sprawę, bo po debiucie pracownicy będą mieli mniej do powiedzenia w spółkach.
Kto winny: prezydent czy PO?