Jak minister zaoszczędził pięć tysięcy złotych

Upierając się przy konieczności zapowiadania kontroli paliw, minister Szejnfeld wprowadziłby w życie prawo, że złe paliwo wypiera dobre

Aktualizacja: 27.02.2017 05:39 Publikacja: 24.10.2008 10:42

Na popularnym portalu aukcyjnym używany silnik do dwulitrowego jaguara kosztuje 5 tys. zł. Po co nam taka informacja? Zgodnie z oświadczeniem majątkowym, właścicielem takiego dwulitrowego auta jest wiceminister Adam Szejnfeld. To on był głównym animatorem radykalnego ograniczania kontroli w firmach. Był to jeden z kluczowych elementów nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, którą w ostatni piątek rząd przyjął po długich sporach. Ale wprowadzenie wszystkich pomysłów ministerstwa gospodarki w życie spowodowałoby, że niektóre kontrole straciłyby sens.

Czy Polacy mają zaufanie do paliwa tankowanego na stacjach benzynowych? Dzisiaj o wiele większe niż jeszcze kilka lat temu. A co się w tym czasie zmieniło? Zadziałał system kontroli paliw, prowadzony przez Inspekcję Handlową pod kierunkiem UOKiK, czego wyrazem są "czarne listy" stacji benzynowych publikowane w mediach. W początkowym okresie funkcjonowania kontroli udział tzw. chrzczonego paliwa - czy to benzyny i oleju, a ostatnio gazu - dochodził do 1/3. W ostatnim czasie udział zafałszowanego paliwa obniżył się do kilku procent.

Według pierwotnych planów Ministerstwa Gospodarki kontrole miałyby być zapowiadane z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem. O ile w wielu przypadkach taka zapowiedź może nie mieć istotnego wpływu na wyniki kontroli, o tyle w przypadku paliw powoduje, że traci ona sens. Nieuczciwy pompiarz - zawiadomiony z takim wyprzedzenie o kontroli - "odpowiednio" by się do niej przygotował. Wynik byłby oczywiście pozytywny. Co prawda ogłaszane przez UOKiK oraz IH wskaźniki złego paliwa spadłyby do zera, ale wartość informacyjna tych statystyk byłaby zerowa.

W obecnym systemie lista stacji do kontroli (powstała losowo z zachowaniem zasad reprezentatywności w tzw. systemie europejskim) oraz czas kontroli są ściśle strzeżoną tajemnicą. Nie ma więc możliwości "przygotowania" się do kontroli. Dzięki temu wyniki w skali ogólnopolskiej są reprezentatywne.

W sytuacji, gdyby kontrole jakości paliw były zapowiadane, publiczne środki wydane na nie byłyby w praktyce zmarnowane. A badanie jednej próbki to koszt rzędu tysiąca złotych. Pomimo bezsensu takiej "kontroli z zapowiedzią", musiałyby one być przeprowadzane, gdyż członkostwo w UE od nas tego wymaga.

Na normalnym rynku o sukcesie przedsiębiorcy decydują dwa czynniki - cena oraz jakość oferty. O ile w przypadku ceny benzyny czy ropy konsumenci, ostatecznie decydujący o sukcesie przedsiębiorcy, nie mają problemu i potrafią ją porównać z inną ofertą (przecież w Polsce nikt nie podaje ceny za galon czy "ćwiartkę", ale zawsze za litr), o tyle z jakością nie jest już tak łatwo. Kierowca - oprócz sytuacji ekstremalnych (np. ropa o zapachu siarki) - nie ma szans prawidłowo ocenić jakości paliwa. Jak w wielu innych dziedzinach zadanie to spadło na władzę publiczną.

Oczywiście, można sobie wyobrazić inne organizacje dbające o jakość paliw. Na przykład obywatelskie, o tak mocnej pozycji w społeczeństwie, że wyniki przeprowadzonych przez nie kontroli byłyby powszechnie akceptowalne. Rolę kontrolną mogłyby też odgrywać izby sprzedawców paliw itp. W praktyce w przypadku stacji sieciowych (używających barw największych koncernów naftowych) niezapowiedziane kontrole z centrali to chleb powszedni. I to jakoś nie ogranicza (utrudnia) rozwoju polskiej przedsiębiorczości.

Brak skutecznej kontroli paliw spowodowałby, że nieuczciwi pompiarze wyparliby z rynku uczciwych, oferując niższe ceny, nie obawiając się ryzyka bojkotu stacji przez klientów z tytułu sprzedaży złego paliwa. Dotychczas to właśnie bojkot, a nie kary administracyjne, w największym stopniu wpływał na nieuczciwych pompiarzy. Gdyby projekt Ministerstwa Gospodarki wszedł w życie, nieuczciwi sprzedawcy mogliby z dumą pokazywać listę firm skontrolowanych, twierdząc, że u nich jest wszystko OK. Upierając się przy konieczności zapowiadania kontroli paliw minister Szejnfeld wprowadziłby więc w życie prawo, że złe paliwo wypieraZapowiedź kontroli to także niebezpieczeństwo dla innych przedsiębiorców. Auta piekarzy, budowlańców itd. po chrzczonym paliwie odmówiłyby dalszej pracy. I polscy przedsiębiorcy zamiast rozwijać swoje firmy, musieliby stać w długich kolejkach przed warsztatami remontującymi silniki. Nastąpiłby przecież wzrost popytu na naprawy, a podaż nie od razu nadążyłaby z odpowiednią reakcją.

Ale nie tylko minister Szejnfeld zaoszczędził w piątek niezłą sumkę. Używany silnik do toyoty to wydatek od 1 tys. do 3 tys. zł. A kto ma toyotę? Pewien znany polityk obozu rządowego z Sopotu. Chyba nikt nie chciałby być w skórze wiceministra gospodarki, gdy genialne "papierowe" pomysły odbiurokratyzowania gospodarki w kwestii kontroli paliw zatarłyby realny silnik toyoty z Sopotu. Na szczęście nieżyciowe pomysły upadły. Silnik jaguara ma dużą szansę, że po każdym tankowaniu ruszy bez problemu w dalszą drogę, nie martwiąc się, że jest "posilony" o wiele większym składem tablicy Mendelejewa, niż przewidzieli to jego konstruktorzy.

Tekst wyraża prywatne poglądy autora.

Były prezes UOKiK

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego