Spadki giełdowych indeksów przyciągają nowych inwestorów na parkiety. W drugim tygodniu tego miesiąca (trwającym od poniedziałku 13 października do piątku 17 października), czyli tuż po czarnym piątku, gdy wszystkie europejskie giełdy zanotowały wielkie spadki, do FIO, czeskiego biura maklerskiego, zgłosiło się 715 nowych klientów. To najlepszy wynik w historii firmy. Grupa FIO istnieje od 1993 r. Pierwotnie działała tylko na rynku czeskim, z czasem także na słowackim, węgierskim, a od połowy września - również polskim. Spółka została członkiem zagranicznym GPW w Warszawie.

Co więcej, czescy, słowaccy i węgierscy klienci FIO wykazują coraz większe zainteresowanie warszawską giełdą. - Od czasu, gdy rozpoczęliśmy działalność w Polsce, bardzo dynamicznie zwiększa się liczba naszych klientów, którzy chcą inwestować na warszawskim parkiecie - mówi Martin Vrablec, dyrektor działu handlu w polskim przedstawicielstwie FIO.

Skala działalności FIO jest dość duża. Cała grupa wygenerowała w pierwszej połowie 2008 roku obrót o wartości 4,8 mld euro. Jednocześnie całkowity obrót na tych rynkach sięgnął wówczas 28,2 mld euro. Na koniec 2007 roku FIO zajmowało szóstą pozycję wśród największych brokerów na praskiej giełdzie.

Moment wejścia FIO na polski rynek przypadł na fatalne czasy dla inwestorów. - Poczekamy do końca marca 2009 roku. Wtedy będziemy patrzeć na wynik firmy. Ale jestem optymistą. Już teraz mamy 50 polskich klientów. Żeby nasz polski biznes był rentowny, na koniec 2009 roku powinniśmy mieć 100 klientów - opowiada Martin Vrablec. Dodaje, że gdy w 2001 roku - także kiepskim dla inwestorów giełdowych - był odpowiedzialny za rozwój firmy na Słowacji, po 1,5 roku planowano zamknąć placówkę. - Poprosiłem jednak o dodatkowych kilka miesięcy. I udało się. Spółka zaczęła przynosić zyski. Dlaczego tutaj miałoby być inaczej? - pyta Martin Vrablec.