Sąd zajął się aferą 4 lutego

Oskarżeni o manipulację kursem kontraktu na WIG20 w 2004 r. stanęli po wielu latach przed sądem. Ani Rafał. G., ani Arkadiusz O. nie przyznają się do winy. Argumentują, że zamieszanie to wynik błędu stacji roboczej w biurze maklerskim

Aktualizacja: 26.02.2017 23:58 Publikacja: 18.03.2011 11:28

W Sądzie Rejonowym dla m. st. Warszawy rozpoczęła się rozprawa dotycząca afery 4 lutego

W Sądzie Rejonowym dla m. st. Warszawy rozpoczęła się rozprawa dotycząca afery 4 lutego

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak mw Michał Walczak

W Sądzie Rejonowym dla m. st. Warszawy rozpoczęła się rozprawa dotycząca afery 4 lutego. Na sali rozpraw stawili się Rafał G. i Arkadiusz O., oskarżeni o manipulację kursem kursu kontraktu terminowego.

Ze śledztwa wynika, że sztucznie obniżyli i podwyższyli kurs kontraktu na kontrakt WIG20, wykorzystując przy tym dostęp Rafała G. do stacji roboczej w DM PKO BP (wtedy BDM PKO BP). Sprzedaż 4 tys. kontraktów po każdej cenie wstrząsnęło rynkiem, doprowadzając do przeceny instrumentu. Prokuratura ustaliła, że działania pracownika brokera mogły nie być błędem, ale świadomą manipulacją kursem, na której zarobił Arkadiusz O. – transferując zarobione 2,3 mln zł na konta spółki Cagliari, zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych.

Choć pełnomocnik PKO BP (pełni rolę oskarżyciela posiłkowego) wniósł o utajnienie rozprawy argumentując to zachowaniem tajemnicy bankowej i wrażliwością informacji o zabezpieczeniach informatycznych w biurze, sąd nie przychylił się do jego prośby. Dlatego też „Parkiet” może relacjonować, co dzieje się na sali sądowej.

Rafał G., pracownik PKO BP nie przyznał się do popełnionego czynu. – Minęło już dużo lat, jest to w pamięci zatarte, składałem w śledztwie szczegółowe wyjaśnienia. Powiem tylko, że nie byłem w zmowie z Arkadiuszem O – stwierdził. – To, co się stało, było wynikiem błędu Warsetu, a z drugie strony, mojego błędu, jeżeli chodzi o zmianę kierunku pierwszego zlecenia – dodał.

- Wprowadzałem sporadycznie zlecenia do systemu Warset. Było to przy pełnej wiedzy dyrekcji biura – mówił Rafał G. – Moje biuro łamało regulamin giełdy. Osoby upoważnione nie były na tyle wykwalifikowane, aby obsługiwał takich klientów, jak ja – stwierdził oskarżony. – Nie udało mi się zdać egzaminu maklerskiego, ale o moich kompetencjach świadczyła wysokość pensji, porównywalnej z osobami uprawnionymi do wprowadzania zleceń – stwierdził w sądzie Rafał G.

Oskarżony powiedział także, że feralne zlecenia składał z nowego, dotąd nie używanego przez niego komputera, który został potem zabrany przez informatyków biura. W zeznaniach przez śledczymi powiedział także, że na kilka dni przed 4 lutym w biurze były problemy z trzema komputerami. Rafał G. odmówił odpowiadania na pytania oskarżycieli.

Arkadiusz O. wyjaśnił, że inwestował za pomocą rachunku spółki zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych, z uwagi na wprowadzony wówczas podatek giełdowy. - Już w połowie 2003 r. uznałem, że inwestowanie środków własnych przy tak wysokiej stopie tego podatku (19 proc.) jest nieracjonalne - stwierdził.

- Nie działałem w żadnym porozumieniu i nie rozumiem, dlaczego postawiono mi taki zarzut. Nie wiem, na czym ma polegać moje rzekome przestępstwo. Wykonywałem normalne czynności inwestycyjne, podobnie jak setki innych inwestorów. Wszystko odbywało się zgodnie z prawem – stwierdził w sądzie. Podkreślał, że zlecenia, jakie wystawił, bazowały na strategii widełek cenowych, a więc obstawianie kursów w pobliżu dolnych oraz górnych widełek cenowych na kontrakt. Także Arkadiusz O. odmówił odpowiedzi na pytania prokuratury i oskarżycieli posiłkowych.

Zlecenie wprowadzone 4 lutego 2004 r. przez Rafała G. zakładające sprzedaż 4 tys. sztuk futures „po każdej cenie” spowodowało spadek wyceny kontraktu FW20H4 o 7 proc. (ponad 90 pkt), doprowadzając do uruchomienia stop-lossów na wielu rachunkach inwestorów. W trakcie prokuratorskiego dochodzenia okazało się, że zlecenie o wartości 65 mln zł mogło nie być zwykłą pomyłką (co sugerował Rafał G., który twierdził, że jego klientce chodziło o cztery kontrakty). Osoby powiązane z Rafałem G. zawierały bowiem (albo próbowały zawierać) na rynku pochodnych inne transakcje, aby wykorzystać nagły spadek notowań.

Prokuratura, a wcześniej Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, ustaliła, że na zmianie wycen kontraktów zarobił Arkadiusz O. (makler i znajomy Rafała G.), który wytransferował zarobione 2,3 mln zł na konta spółki Cagliari zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych. Wykorzystał przy tym założone specjalnie na czas tej transakcji konto w Domu Inwestycyjnym BRE Banku.

Najbardziej poszkodowanym okazał się DM PKO BP (jego pracownik Rafał G. złożył wprawdzie szybko zlecenie przeciwnie, ale w sumie stracił na obu operacjach niespełna 4 mln zł). KNF zidentyfikowała szkody u 300 inwestorów, których dotknął stop-loss. Prokuratura zauważyła, że Agnieszka K. – z jej rachunku wyszło feralne zlecenie – nie miała doświadczenia w inwestowaniu, ale jednocześnie była spokrewniona z Arkadiuszem O. (była żoną kuzyna). Oskarżony zapewniał, że nie wiedział, że inwestuje ona na GPW. Z kolei Rafał. G. znał Arkadiusza O. z pracy w Banku Handlowym, a także prywatnie – z działalności w Stowarzyszeniu Sportu Samochodowego.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy