Kolejny dom maklerski dołożył do palety swoich usług dostęp do rynków zagranicznych. Czy uda mu się zainteresować nimi inwestorów?
Koniunktura to za mało?
DM BOŚ, bo właśnie o nim mowa, oferuje dostęp do pięciu giełd: niemieckiej Deutsche Borse, brytyjskiej London Stock Exchange, a także parkietów amerykańskich – NYSE, NYSE MKT oraz Nasdaq. Oprócz akcji, inwestorzy dostali możliwość handlu funduszami ETF oraz amerykańskimi i globalnymi kwitami depozytowymi.
– Bossa Zagranica jest odpowiedzią na potrzeby inwestorów, którzy szukają dostępu do rozwiniętych rynków. Zachowują się one w ostatnim roku dużo lepiej niż warszawski parkiet. Wyraźna hossa w USA czy Niemczech przyciąga zainteresowanych - tłumaczy Radosław Olszewski, prezes DM BOŚ.
Przedstawiciele innych domów maklerskich podkreślają jednak, że lepsza koniunktura na innych rynkach to często za mało, aby zainteresować nimi większą rzeszę inwestorów. Jak tłumaczą, gracze wolą bowiem inwestować pieniądze na rynkach, które są im dobrze znane.
Liczą się opłaty
Często problemem są także wysokie koszty gry na rynkach zagranicznych. Aby bowiem inwestycja była opłacalna, w wielu przypadkach trzeba wyłożyć co najmniej kilkanaście tysięcy dolarów bądź też euro (w zależności, na jakim rynku dokonujemy transakcji). Mniejsza skala operacji jest często nieopłacalna, gdyż nawet dodatni wynik na transakcji zjadają wciąż dość wysokie prowizje brokerskie. Minimalne opłaty za transakcje osiągają poziom nawet 100 dolarów/euro. Do tego często również dochodzą dodatkowe koszty, tj. opłata skarbowa czy też podatek transakcyjny.