Środowa sesja w Nowym Jorku zaczęła się od lekkich zwyżek. Indeks S&P 500 zyskiwał na jej początku 0,3 proc. Dzieliło go wtedy nieco ponad 1 proc. od historycznego rekordu z 16 lipca. Dystans indeksu Dow Jones Industrial do szczytu wszech czasów był jeszcze krótszy – mniejszy niż 1 proc. Nieco więcej do odrobienia miał Nasdaq Composite. Jego odległość od rekordowo wysokiego poziomu wynosiła w środę nieco ponad 4 proc. Wygląda więc na to, że nowe szczyty są w zasięgu ręki, a inwestorzy przestali się obawiać ewentualnej recesji w USA. Są oni również przekonani, że Fed zacznie we wrześniu cykl luzowania polityki pieniężnej. Wydaje się więc, że droga do nowych zwyżek za oceanem jest znów szeroko otwarta.
Dane historyczne, obejmujące okres od 1944 r., skłaniają jednak do ostrożności. Mamy przecież rok wyborczy w USA. Wrzesień i październik roku wyborczego zwykle cechowały się bowiem mocno podwyższoną zmiennością na rynkach, a S&P 500 wypracowywał w ich trakcie średnie ujemne stopy zwrotu. O ile w sierpniu w roku wyborczym S&P 500 zyskiwał średnio od 1944 r. 1,25 proc., o tyle we wrześniu spadał o 0,51 proc., w październiku zniżkował o 0,45 proc., by w listopadzie zyskiwać 1,31 proc.
– W okresie od drugiej wojny światowej wrzesień był zwykle najgorszym miesiącem roku wyborczego nie tylko pod względem średniego spadku, ale również dlatego, że częściej był on indeksem spadkowym niż wzrostowym – twierdzi Sam Stovall, główny strateg inwestycyjny w firmie CFRA Research.
Od końca lipca do otwarcia środowej sesji S&P 500 zyskał 1,35 proc., czyli wzrósł nieco bardziej od średniej dla tego miesiąca z lat wyborczych w ostatnich ośmiu dekadach. Sierpień przyniósł też jednak podwyższoną zmienność na globalnych rynkach, której przejawem był choćby jednodniowy krach na giełdach z 5 sierpnia.