Zawieszenie obrotów w Stambule ma za zadanie powstrzymać gwałtowne reakcje inwestorów. Wcześniej doszło tam do bardzo silnej przeceny, będącej reakcją inwestorów na ogromne trzęsienie ziemi, w wyniku którego zginęło ponad 6 tys. mieszkańców Turcji.

BIST 100, główny indeks giełdy tureckiej, tracił w środę rano przed zawieszeniem handlu ponad 7 proc. Od początku tygodnia stracił on prawie 15 proc. (kapitalizacja spadła w trzy dni o 35 mld USD), a od początku roku spadł o 24 proc. We wtorek wszedł on w rynek „niedźwiedzia”. Nie wiadomo, kiedy handel na giełdzie stambulskiej zostanie przywrócony.

– W czasach takich katastrof, zawieszanie handlu na giełdzie jest lepszym rozwiązaniem, pozwalającym chronić inwestorów – stwierdził Haydar Acun, dyrektor zarządzający firmy Marmara Capital.

– Obecna panika i pesymistyczne nastroje zwiększyły ryzyko dla traderów, gdyż ograniczyły racjonalne myślenie. Decyzja o wstrzymaniu handlu zapadła późno, ale jest właściwą decyzją – uważa Mehmet Gerz, dyrektor inwestycyjny w istambulskiej firmie Ata Portfoy.

– Turecka gospodarka od lat boryka się z poważnymi problemami. Wystarczy podać, że w ubiegłym roku inflacja osiągnęła tam poziom aż 85 proc. Wydaje się, że mimo to giełda tego kraju mogła okazać się najkorzystniejszą inwestycją w zeszłym roku, nawet po uwzględnieniu przewalutowania w dolarach, co mogło bezpośrednio wiązać się z wysoką inflacją, która obecnie ma tendencję malejącą. Poniedziałkowe zniszczenia spowodowane trzęsieniem mogą dodatkowo osłabić gospodarkę – wskazuje Grzegorz Dróżdż, analityk Conotoxia.