Amerykańskie indeksy giełdowe zaczęły czwartkową sesję od spadków. S&P 500 zniżkował po otwarciu o 1,1 proc., po tym jak dzień wcześniej zyskał aż 2,99 proc. Euforia na rynkach, do której doszło w środę wieczorem, była związana z konferencją prasową Jerome'a Powella, szefa Fedu, przeprowadzoną po posiedzeniu Komitetu Otwartego Rynku Rezerwy Federalnej (FOMC). Fed podwyższył w środę swoją główną stopę procentową o 50 pkt baz., do przedziału 0,75 proc. – 1 proc. Była to największa jej podwyżka od 22 lat, a Powell zapowiedział kolejne. Jak na razie wykluczył jednak podwyżki o 75 pkt baz. Wcześniej rynek oczekiwał, że do takiej podwyżki może dojść już w czerwcu, ale słowa Powella przyjął dobrze. Dowodem na to były największe od 44 lat zwyżki na Wall Street w reakcji na posiedzenie Fedu.
– Gospodarka amerykańska jest bardzo silna i jest w dobrej pozycji, by poradzić sobie z zacieśnianiem polityki pieniężnej – zapewniał Powell. Stwierdził on również, że spodziewa się „miękkiego lądowania" dla gospodarki.
– Fed podjął znaczący ruch w celu skorygowania błędów w swoim wcześniejszym podejściu do inflacji, a to powinno być docenione przez inwestorów, a nie być źródłem obaw – wskazuje Seema Shah, strateg firmy Principal Global Investors.
Inwestorzy nie przestraszyli się też planów redukowania przez Fed swojej sumy bilansowej wynoszącej około 9 bln USD. Zapowiedzi Fedu są bowiem zgodne z oczekiwaniami rynku. Od 1 czerwca Fed będzie co miesiąc „redukował" obligacje za 30 mld USD oraz instrumenty oparte na aktywach hipotecznych, warte 17,5 mld USD, czyli po terminie ich zapadnięcia, nie będzie w ich miejsce kupował nowych papierów. Po trzech miesiącach ta redukcja zwiększy się odpowiednio do 60 mld USD i 35 mld USD.