Pytanie brzmi, czy doprowadzą one do złagodzenia spadku produktu krajowego bez jednoczesnego powiększania zadłużenia państwa, które sięgnęło już 82,7 proc. PKB.
Dług publiczny z końcem pierwszego kwartału wyniósł 21,789 bln forintów (343 mld zł), czyli aż o 13 proc. więcej niż na dzień 31 grudnia. Tak potężny wzrost budzi duże obawy naszych bratanków, zwłaszcza że głęboka recesja może kazać zrewidować spodziewane wpływy do budżetu. Ministerstwo finansów szacuje, że każdy punkt procentowy spadku PKB przekłada się na zwiększenie długu o 0,8 pkt proc. Według rządu, gospodarka zmaleje w tym roku o 6,7 proc., najmocniej od 1991 r.
W przedstawionej w niedzielę prognozie Ministerstwo Finansów zakłada, że najmocniejszy spadek dotknie wymianę handlową. Eksport spaść ma o 15 proc., a import o 16–17 proc. Podobnie skurczy się produkcja przemysłowa. 10-proc. spadek przewidywany jest dla inwestycji. Ministerstwo zakłada, że w końcówce roku może nastąpić poprawa w środowisku międzynarodowym oraz na rynkach kredytowych, co zmniejszy stopę recesji na Węgrzech.
Na razie brakuje danych mogących zwiastować poprawę sytuacji w gospodarce. Wczoraj urząd statystyczny podał, że sprzedaż detaliczna była w marcu o 3,6 proc. niższa niż rok wcześniej. W lutym ujemna dynamika wynosiła 3,3 proc. Dekoniunktura w handlu jest zatem dwu lub trzykrotnie głębsza niż w innych krajach Europy Środkowej. Co więcej, w tych ostatnich spadek sprzedaży detalicznej w skali roku notowany jest dopiero od paru miesięcy, podczas gdy na Węgrzech trwa non stop od ponad dwóch lat.
Pobudzeniu gospodarki służyć ma przygotowana przez rząd obniżka podatków dochodowych, która jednak zostanie zrekompensowana wyższym VAT-em. Skrępowane ręce ma też Węgierski Bank Narodowy, który wczoraj zdecydował się pozostawić główną stopę procentową na wysokości 9,5 proc. Forint wprawdzie zyskał wobec euro od początków marca ponad 10 proc., ale obniżka stóp mogłaby stanowić pretekst do nowej fali jego wyprzedaży.