W lutym po raz 12. z rzędu druga największa gospodarka świata zmagała się z deflacją, problemem, który okresowo powtarza się tam od ponad dekady.

Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) zniżkował w lutym o 1,2 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem 2009 r. Bazowy CPI, nieuwzględniający chwiejnych cen żywności, spadł o 1,1 proc., mniej więcej w zgodzie z przewidywaniami ekonomistów.

W porównaniu ze styczniem, gdy bazowy CPI zniżkował o 1,3 proc., spadek cen nieco wyhamował. Jak jednak pokazują dane o dynamice cen w Tokio, które publikowane są z miesięcznym wyprzedzeniem, w marcu deflacja raczej nie osłabła. Bazowy CPI dla okolic japońskiej stolicy spadł w tym miesiącu o 1,8 proc., tak samo jak w lutym. BoJ przewiduje, że deflacja utrzyma się nawet do początku 2012 r. – Potrzebne są dalsze wysiłki, aby zażegnać to zagrożenie – powiedział w piątek minister finansów Naoto Kan.

Władze mają jednak związane ręce. W ubiegłym tygodniu BoJ podwoił skalę ogłoszonego w grudniu programu niskooprocentowanych, trzymiesięcznych pożyczek dla sektora finansowego do 20 bln jenów (627,4 mld zł), aby pobudzić akcję kredytową. Jak jednak wskazują eksperci, płynność i gotowość do udzielania pożyczek jest w japońskim sektorze bankowym wystarczająca. Problemem jest niski popyt Japończyków na kredyt i ich wysoka skłonność do oszczędzania.

Jak tłumaczył niedawno na antenie CNBC Kirby Daley, starszy strateg w Newedge Group, skłonność tę podsyca rząd, zachęcając Japończyków do kupowania obligacji skarbowych. Według niego popyt konsumpcyjny wzrośnie dopiero, gdy Tokio ograniczy wydatki i zacznie redukować deficyt budżetowy, który w 2009 r. wyniósł 7,4 proc. PKB. Według ocen MFW dług publiczny zbliżył się tam w efekcie do 220 proc. PKB.