Temu poświęcona jest trwająca właśnie w Jokohamie Conference on African Development. Biorą w niej udział delegacje z 51 krajów afrykańskich, a na czele 40 stoją głowy państw. To już piąte tego rodzaju spotkanie w Japonii w ciągu minionych 20 lat, ale poprzednie nie przyniosły oczekiwanych efektów.
Między innymi dlatego, że japońskie przedsiębiorstwa dość niechętnie wchodzą na afrykański rynek ze względu na polityczną niestabilność na tym kontynencie, spore ryzyko wojen i ataków terrorystycznych czy wreszcie niekiedy brutalne zasady jego funkcjonowania.
Takich oporów nie mają też gorączkowo szukający surowców Chińczycy. W rezultacie ich bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Afryce wyniosły w 2011 r. 3,1 mld USD, a japońskie jedynie 460 mln USD. Obroty japońskiego handlu z Afryką to zaledwie 30 mld USD, mniej niż jedna piąta chińskich sięgających 166 mld USD. I wreszcie Japończyków mieszkających i pracujących w Afryce jest około 8 tysięcy, w porównaniu z ponad 150 tys. Chińczyków.
Wobec tak olbrzymich dysproporcji wielu wyższych japońskich urzędników uważa, że zamiast konkurować z Chinami o dostęp do afrykańskich surowców, bardziej korzystne byłoby współpracowanie z nimi w tej dziedzinie.