Jak podał Instytut Zarządzania Podażą (ISM), indeks mierzący koniunkturę w sektorze usług, odpowiadającym za około 90 proc. amerykańskiej gospodarki, wzrósł w lutym do 59,7 pkt, z 59,4 pkt w styczniu. Lutowy odczyt okazał się najlepszy od sierpnia 2005 r. Ekonomiści ankietowani przez Bloomberga spodziewali się tymczasem spadku wskaźnika do 59,3 pkt (każdy odczyt powyżej 50 pkt oznacza, że sektor usług się rozwija).
Doskonałe wieści z sektora usług, obejmujących m.in. takie branże, jak handel, ochrona, zdrowia, finanse czy transport, stanowią świetne uzupełnienie obrazu sytuacji w amerykańskim przemyśle. Jak ogłoszono dwa dni wcześniej, odpowiedni indeks ISM dla sektora przemysłowego, m.in. za sprawą dużych zamówień eksportowych, wzrósł w lutym do poziomu najwyższego od 2004 r.
Do niedawna to właśnie tylko przemysł ciągnął w górę amerykańską gospodarkę. Ekonomiści cieszą się więc ze zmiany sytuacji, bo dzięki temu ożywienie będzie miało bardziej solidne podstawy. – Ostatnie sześć miesięcy było bardzo udane – ocenia Chris Low, główny ekonomista z FTN Financial w Nowym Jorku.
Zaskoczeniem dla ekonomistów były też wczoraj informacje z rynku pracy. Okazało się, że w zeszłym tygodniu po raz pierwszy po zasiłek dla bezrobotnych zgłosiło się tylko 368 tys. Amerykanów, o 20 tys. mniej niż w tygodniu zakończonym 26 lutego, podczas gdy oczekiwano wzrostu liczby nowych bezrobotnych do 395 tys.
– Pytanie, kiedy mniejsza liczba bezrobotnych zacznie się przekładać na wzrost zatrudnienia. Prawdopodobnie nie jest to jednak tak odległa perspektywa – ocenia Tom Porcelli, ekonomista z RCB Capital Markets w Nowym Jorku. Jego zdaniem już w II połowie roku zatrudnienie powinno zacząć rosnąć znacznie szybciej.