W ciągu tej minuty właścicieli zmieniło około 1500 kontraktów zapadających w czerwcu, najwięcej w ciągu całej sesji. Sprawę bada chiński regulator. Do podobnego „błyskawicznego krachu" doszło 16 maja na rynku w Hongkongu. Dotknął on wówczas kontraktów na indeks chińskich spółek Hang Seng China Enterprises.
– Płynność na rynku jest niewielka, więc rynek może doświadczać sporych wahań, gdy przychodzi duże zamówienie – twierdzi Fang Shisheng, dyrektor w szanghajskiej firmie Orient Securities Futures Co. Niska płynność jest pokłosiem zeszłorocznego krachu na chińskim rynku akcji oraz ograniczeń wprowadzanych przez regulatorów. Chińskie urzędy nadzoru rynków podwyższały wymagania dotyczące depozytów na rynku futures, zaostrzyły ograniczenia dotyczące wielkości pozycji oraz wszczęły śledztwa przeciwko niektórym uczestnikom rynku grającym na spadki na giełdzie. To sprawiło, że obroty na chińskim rynku futures spadły o około 90 proc. od szczytu z 2015 r. Część inwestorów pesymistycznie nastawionych do chińskiego rynku akcji przeniosło się na rynki offshore, takie jak Hongkong. Agencja Bloomberg wskazuje np., że krótkie pozycje zajęte na jednym z dużych funduszy z Hongkongu podążającym w ślad za akcjami z Chin kontynentalnych zwiększyły się w maju pięciokrotnie i sięgnęły najwyższego poziomu w tym roku.
Mimo „błyskawicznego krachu" wtorek był jednak dobrym dniem dla chińskiego rynku. Indeks CSI 300 zyskał w ciągu dnia aż 3,4 proc. (od początku roku stracił ponad 15 proc.). Shanghai Comoposite wzrósł zaś o 3,3 proc. Wyraźna poprawa nastrojów na rynku ma związek z nadziejami na to, że firma MSCI włączy akcje z Chin kontynentalnych do swoich indeksów, co może zwiększyć popularność tych papierów wśród inwestorów zagranicznych. Analitycy Goldman Sachs szacują prawdopodobieństwo takiego ruchu na 70 proc. MSCI ma ogłosić decyzję w sprawie chińskich akcji w czerwcu.