Na tamtejszym rynku pracy ochłodzenia jednak nie widać. Zdaje się to potwierdzać diagnozę ze środowego komunikatu Rezerwy Federalnej, wedle której spowolnienie wzrostu największej gospodarki świata było zjawiskiem przejściowym.
Jak podał w piątek amerykański Departament Pracy, w kwietniu zatrudnienie poza rolnictwem zwiększyło się o 211 tys., po zwyżce o zaledwie 79 tys. w marcu. Ekonomiści przeciętnie spodziewali się nieco niższego odczytu, na poziomie 190 tys. O dużej niespodziance trudno jednak mówić, bo statystycy jednocześnie zrewidowali w dół odczyt marcowy (z 98 tys.).
Większym zaskoczeniem okazał się spadek stopy bezrobocia z 4,5 proc. do najniższego od maja 2007 r. poziomu 4,4 proc. Ekonomiści liczyli się przeciętnie ze wzrostem tego wskaźnika do 4,6 proc. Nawet na takim poziomie byłby on niższy niż stopa równowagi, która nie prowadzi do presji inflacyjnej. W ocenie Fedu ta ostatnia wynosi 4,7 proc.
Szerszy wskaźnik bezrobocia (U-6), obejmujący także osoby pracujące w mniejszym od pożądanego wymiarze czasu, zmalał jeszcze wyraźniej, z 8,9 do 8,6 proc. Jeszcze rok temu wynosił on 9,7 proc. – Tak mierzona stopa bezrobocia jest wciąż powyżej poziomu sprzed kryzysu, ale nawet on sugeruje, że na rynku pracy niewykorzystane moce produkcyjne są znikome – ocenił Paul Ashworth, główny ekonomista ds. USA w Capital Economics. Równie dobrze o koniunkturze na amerykańskim rynku pracy świadczy według niego to, że w kwietniu przeciętna stawka godzinowa wzrosła o 0,3 proc. w porównaniu z marcem i o 2,5 proc. rok do roku.