To dane oczyszczone z wpływu czynników kalendarzowych. Bez poprawki na to, że 2017 r. liczył o trzy dni robocze mniej niż 2016 r., wzrost PKB wyniósł 2,2 proc., po 1,9 proc. rok wcześniej. To odczyt minimalnie poniżej przeciętnych szacunków ekonomistów. Zdaniem Clausa Vistesena, głównego ekonomisty ds. strefy euro w Pantheon Marcoeconomics, dane skorygowane o wpływ układu kalendarza lepiej oddają siłę największej europejskiej gospodarki.

Ubiegłoroczne przyspieszenie zawdzięcza ona głównie ożywieniu w globalnym handlu. Eksport netto dodał do wzrostu PKB (nieskorygowanego o efekty kalendarzowe) 0,2 pkt proc., podczas gdy w 2016 r. odjął 0,3 pkt proc. Pozytywny wpływ miała też zmiana zapasów (dodała 0,1 pkt proc., a rok wcześniej odjęła 0,2 pkt proc.). Głównym motorem rozwoju niemieckiej gospodarki pozostała jednak konsumpcja (dodała do wzrostu PKB 1,1 pkt proc.), a następnie inwestycje (0,6 pkt proc.). Koniunkturę chłodziła nieco polityka fiskalna. Wydatki dodały 0,3 pkt proc. do wzrostu PKB, po 0,7 pkt proc. w 2016 r.

Dzięki temu, jak szacuje Destatis, nadwyżka sektora finansów publicznych Niemiec powiększyła się w ub.r. do 1,2 proc. PKB, z 0,8 proc. PKB w 2016 r. Był to już czwarty z rzędu rok nadwyżki budżetowej. Dług publiczny Niemiec zmalał w efekcie do 64,8 proc. PKB, z 68,1 proc. rok wcześniej. Tak niski był ostatnio w 2007 r., przed wybuchem globalnego kryzysu finansowego. – Niemcy są w strefie euro krytykowane za zbyt restrykcyjną politykę fiskalną, ale w obecnych warunkach trudno byłoby uzasadnić jej poluzowanie – zauważył Vistesen.