Gdy Niemcy kichają, nikt nie łapie grypy?

Wrażliwość Polski i innych krajów regionu na wahania koniunktury w Niemczech wyraźnie zmalała. Czy to oznacza, że odzyskaliśmy gospodarczą autonomię?

Publikacja: 28.01.2020 10:59

Gdy Niemcy kichają, nikt nie łapie grypy?

Foto: Bloomberg

Zachodni kapitał skolonizował Polskę, podobnie jak inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Z tą zależnością trzeba zerwać, przywrócić Polsce podmiotowość. To diagnoza, którą wielokrotnie – w exposé, ale też w wywiadach i publicznych wystąpieniach – formułował premier Mateusz Morawiecki. Powoływał się przy tym na znanego ekonomistę Thomasa Piketty'ego, który w jednej ze swoich prac zaliczył Polskę do państw będących „w posiadaniu zagranicy". Ta diagnoza leży z kolei u źródeł takich decyzji rządów PiS jak „repolonizacja" banków, utworzenie spółki ElectroMobility Poland, która ma opracować polski samochód elektryczny, a w pewnym stopniu nawet faworyzowania mikro– i małych firm, których głównym atutem jest to, że na ogół nie są zagraniczne.

Czy szeroko rozumiana polityka gospodarcza PiS, która w dużej mierze pozostaje w sferze deklaracji, rzeczywiście zapewni Polsce większą autonomię? Dyplomatyczna odpowiedź brzmi: jest za wcześnie, aby wyrokować. Tymczasem wydaje się, że polska gospodarka w pewnych wymiarach faktycznie uniezależnia się od zagranicy, szczególnie zaś Niemiec, które są naszym najważniejszym partnerem handlowym i głównym źródłem zagranicznych inwestycji. Gdyby to zjawisko okazało się trwałe, mogłoby mieć poważne implikacje polityczne. Osłabienie więzi gospodarczych z zachodnim sąsiadem mogłoby na przykład ośmielić rząd do bardziej konfrontacyjnej postawy w stosunkach z UE. Przede wszystkim jednak byłoby kolejnym argumentem – choć tych rządowi PiS raczej nie trzeba – przeciwko przyjmowaniu euro. Bilans kosztów i korzyści wyzbycia się przez kraj własnej waluty i autonomicznej polityki pieniężnej w dużej mierze zależy bowiem od tego, na ile jego gospodarka upodobniła się do gospodarki unii walutowej, czyli od stopnia tzw. realnej konwergencji.

Regionalne rozluźnienie

Wymowną ilustrację tego, jak rozbiegły się ostatnio drogi polskiej i niemieckiej gospodarki, zamieścili niedawno na Twitterze ekonomiści z mBanku. Zauważyli, że w III kwartale 2019 r. korelacja rocznego tempa wzrostu PKB Polski i rocznego tempa wzrostu PKB Niemiec z poprzednich czterech do sześciu lat była niemal zerowa. Tymczasem jeszcze na przełomie 2015 i 2016 r. korelacja z poprzednich kilku lat sięgała 80 proc.

Foto: GG Parkiet

Oczywiście, taki sposób pomiaru stopnia zbieżności cykli koniunkturalnych nad Wisłą i nad Renem nie spełnia rygorów nauki. Nie warto więc przykładać dużej wagi do tego, jaka konkretnie ta korelacja obecnie jest. O tym jednak, że zależność Polski od Niemiec ostatnio zmalała, są przekonani nawet badacze, którzy profesjonalnie zajmują się tym zagadnieniem. – Zwykła analiza wzrokowa dynamiki PKB może również prowadzić do tezy o desynchronizacji cykli pomiędzy gospodarkami Europy Środkowo-Wschodniej a krajami starej Unii, zwłaszcza Niemcami – mówi „Parkietowi" prof. Maria Drozdowicz Bieć ze Szkoły Głównej Handlowej, założycielka Biura Inwestycji i Cykli Koniunkturalnych (BIEC). Na takich właśnie „wzrokowych analizach" opiera się dyskusja na temat nadzwyczajnej odporności polskiej gospodarki na spowolnienie nad Renem, powracająca regularnie po danych o produkcji przemysłowej.

Foto: GG Parkiet

– Moje najnowsze wstępne badania oparte na danych do I kwartału 2019 r., wykazują, że zbieżność cykli koniunkturalnych zarówno Polski i Niemiec, jak i Polski i strefy euro w ostatnim czasie maleje – przyznaje Joanna Tarnowska, która przygotowuje na ten temat rozprawę doktorską na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Ekonomistka z UEK dodaje, że podobnie jest w przypadku Węgier. Analogiczne wyliczenia do tych, które przeprowadzili analitycy mBanku, pokazują, że koniunktura nad Balatonem uniezależniła się od koniunktury nad Renem nawet bardziej niż koniunktura nad Wisłą, a proces ten rozpoczął się wcześniej. Rozluźnienie związków z Niemcami odnotowały też Słowacja i – w mniejszym stopniu – Czechy. Z czego to wynikało?

Zbieg korzystnych okoliczności

– W ostatnich latach niemal wszystkie kraje naszego regionu w mniejszym lub większym stopniu pobudzały konsumpcję – zauważa prof. Bieć. W Polsce programem, który ewidentnie miał taki skutek, są świadczenia 500 . – Politykę fiskalną rozluźniały też Węgry, podczas gdy w Niemczech w ostatnich latach ta polityka była raczej zacieśniana – dodaje Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. Ważniejsza jednak mogła być koniunktura na rynku pracy. Za sprawą niekorzystnej sytuacji demograficznej wszystkie kraje regionu borykają się z niedoborem rąk do pracy, co napędza wzrost płac i konsumpcji. – Wzrost realnych wynagrodzeń przyspieszył wyraźnie w całym regionie, a w Niemczech nie – podkreśla Borowski. Konsumpcyjny boom nie jest jednak jedynym wyjaśnieniem szybkiego wzrostu popytu wewnętrznego, który chronił kraje Europy Środkowo-Wschodniej przez spowolnieniem nad Renem. W całym regionie szybko rosły też inwestycje, napędzane napływem funduszy z UE, a w Polsce dodatkowo cyklem wyborczym. To podgrzało koniunkturę w budownictwie.

– Same w sobie inwestycje ze środków unijnych nie mają tak dużej skali, żeby doprowadzić do rozkorelowania wzrostu w regionie i na Zachodzie. Ale one powodują też „efekt wpychania". Szeroko zakrojony program inwestycji publicznych pobudza także inwestycje w sektorze prywatnym – tłumaczy ekonomista Credit Agricole. Zamożniejsze kraje Europy Zachodniej na taki bodziec liczyć nie mogły.

PROF. MARIA DROZDOWICZ-BIEĆ

PROF. MARIA DROZDOWICZ-BIEĆ, Szkoła Główna Handlowa W ostatnich latach niemal wszystkie kraje naszeg

PROF. MARIA DROZDOWICZ-BIEĆ, Szkoła Główna Handlowa W ostatnich latach niemal wszystkie kraje naszego regionu w mniejszym lub większym stopniu pobudzały konsumpcję. Ale takie bodźce fiskalne nie są podstawą trwałego wzrostu, ich działanie jest krótkookresowe i cały czas trzeba tego paliwa dosypywać

Foto: materiały prasowe

W Polsce, jak zauważa Marcin Mazurek, ekonomista z mBanku, szybki wzrost popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego szedł w parze ze zmianą jego struktury. Coraz większa część krajowych wydatków idzie na usługi – w przypadku konsumentów na przykład turystyczne, gastronomiczne i edukacyjne – których nie da się importować. W rezultacie popyt nie rozlewał się za granicę, co w przeszłości sprawiało, że na poziomie PKB pozytywny wpływ rozgrzanej konsumpcji i inwestycji częściowo niwelował negatywny wpływ wyników handlu zagranicznego.

Od uzależnienia do nałogu

JAKUB BOROWSKI, Credit Agricole Bank Polska Same w sobie inwestycje ze środków unijnych nie mają tak

JAKUB BOROWSKI, Credit Agricole Bank Polska Same w sobie inwestycje ze środków unijnych nie mają tak dużej skali, żeby doprowadzić do rozkorelowania wzrostu w regionie i na Zachodzie. Ale one powodują też „efekt wpychania”. Szeroko zakrojony program inwestycji publicznych pobudza także inwestycje w sektorze prywatnym.

Foto: materiały prasowe

Czy to możliwe, że we wszystkich gospodarkach regionu te czynniki, które zmniejszyły ich wrażliwość na koniunkturę w Niemczech, zadziałały jednocześnie i z równą siłą? Raczej nie. A to sugeruje, że główna przyczyna tej desynchronizacji leży nad Renem.

– Niemcy doświadczyły podręcznikowego asymetrycznego wstrząsu w postaci globalnego spadku popytu na samochody. To wynik nasycenia amerykańskiego rynku, zmiany polityki ochrony środowiska w Chinach, a także wojny handlowej USA – Chiny, która wpłynęła negatywnie na wzrost chińskiej gospodarki i nastroje konsumentów. Na to nałożyła się jeszcze afera dieslowa, która uderzyła w wiarygodność niemieckich producentów. To na tyle mocno uderzyło w niemiecki przemysł, że pociągnęło w dół wzrost PKB – tłumaczy Jakub Borowski. I podkreśla, że w Niemczech koniunktura była w ostatnich dwóch latach wyraźnie słabsza niż w pozostałych krajach strefy euro, także tych, które również mają rozwinięty przemysł motoryzacyjny, jak Francja. W rezultacie zbieżność cyklu koniunkturalnego w Polsce i innych krajach regionu z cyklem w strefie euro, choć osłabła, pozostała wyraźna (wyjątkiem są Węgry). A byłaby jeszcze większa, gdyby na potrzeby tej analizy wyłączyć ze strefy euro Niemcy.

Ani kryzys w niemieckiej motoryzacji, ani boom konsumpcyjny i inwestycyjny w Polsce, nie będą trwały wiecznie. Przeciwnie, koniunktura nad Wisłą już słabnie. To sugeruje, że taką niewrażliwością na to, co dzieje się za Odrą, długo cieszyć się nie będziemy. Ale też są powody, aby sądzić, że dawna wrażliwość nie wróci. Jednym z nich jest przywołana przez Marcina Mazurka zmiana struktury popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego w Polsce. Drugą, może ważniejszą, wyraźna zmiana struktury eksportu. Nie chodzi tylko o jego większą dywersyfikację geograficzną, ale też o gwałtowny wzrost znaczenia eksportu usług, a w eksporcie towarów przesunięcie od półproduktów do finalnych dóbr konsumpcyjnych. Na to nałożył się jeszcze wzrost konkurencyjności polskich firm m.in. z powodu tego, że koszty pracy rosły u nas relatywnie wolniej niż w innych krajach regionu, co można wiązać z imigracją pracowników z Ukrainy.

Łukasz Tarnawa, główny ekonomista Banku Ochrony Środowiska, w niedawnym wywiadzie dla „Parkietu" podkreślił jednak, że tego rodzaju zmiany strukturalne w polskim eksporcie nie tyle zmniejszają zależność polskiej gospodarki od koniunktury na zewnątrz, ile zmieniają jej charakter.– Nie powinien nam też umykać fakt, że zmienność dynamiki PKB na świecie zmalała, co łatwo pomylić z większą odpornością polskiej gospodarki na koniunkturę na świecie – dodał.

W spostrzeżeniu Tarnawy kryje się pewien paradoks. Rozwój sektora usług eksportowych w Polsce jest pokłosiem zagranicznych inwestycji. To głównie międzynarodowe korporacje otwierają nad Wisłą swoje zaplecza usługowe. Jakub Borowski podczas noworocznej debaty „Parkietu" zwracał uwagę, że napływem zagranicznego kapitału można też tłumaczyć odporność polskiego przemysłu na załamanie w tym sektorze w Niemczech. – Duże zagraniczne firmy od 2017 r. miały największy udział w całkowitym wzroście nakładów inwestycyjnych przedsiębiorstw. Teraz obserwujemy podażowe efekty tych inwestycji – mówił.

Wygląda więc na to, że z uzależnienia od Niemiec leczyliśmy się, popadając w inne. W zglobalizowanym świecie trudno chyba liczyć na inną terapię.

W ostatnich latach niemal wszystkie kraje naszego regionu w mniejszym lub większym stopniu pobudzały konsumpcję. Ale takie bodźce fiskalne nie są podstawą trwałego wzrostu, ich działanie jest krótkookresowe i cały czas trzeba tego paliwa dosypywać.

 

Gospodarka światowa
Powrót Fannie i Freddie na giełdę? Prywatyzacyjne plany Trumpa
Gospodarka światowa
Produkcja przemysłowa w Niemczech najniższa od pandemii
Gospodarka światowa
Bank Anglii obciął główną stopę do 4 procent
Gospodarka światowa
Trump ukarze banki?
Gospodarka światowa
Inwestorzy uznali, że Berkshire bez Buffetta to już nie będzie to samo
Gospodarka światowa
Strefa euro: Wzrost sprzedaży detalicznej