– Nikt nie lubi Berniego Sandersa – stwierdziła Hillary Clinton, była amerykańska sekretarz stanu, która w 2016 r. wygryzła senatora Sandersa w walce o nominację demokratów w wyborach prezydenckich. W jej słowach było sporo przesady, gdyż Sanders wygrał w zeszłym tygodniu kluczowe demokratyczne prawybory w New Hampshire. Wcześniej ogłosił zwycięstwo w prawyborach z Iowa – choć tam jego wygrana była bardziej problematyczna, gdyż niezależnie od niego zwycięzcą ogłosił się Pete Buttigieg, burmistrz miasta South Bend w Indianie. Różnica głosów pomiędzy nimi była niewielka, a wadliwa aplikacja zliczająca te głosy sprawiła, że podliczano je przez parę dni. Również w New Hampshire Buttigiega niewiele dzieliło od Sandersa. Daleko w tyle pozostali m.in. były wiceprezydent Joe Biden i miliarder Mike Bloomberg. W walce o to, kto zmierzy się z Trumpem w wyborach prezydenckich, liczą się obecnie dwie kontrastujące ze sobą postacie. Bernie Sanders, 78-letni senator określający się jako „socjalista", który ciepło wypowiadał się o wenezuelskim ustroju gospodarczym, oraz Pete Buttigieg, reprezentujący umiarkowane skrzydło partii 38-letni weteran z Afganistanu (dosłużył się stopnia porucznika), mający w życiorysie epizod służby w wywiadzie marynarki wojennej, pracę w firmie konsultingowej McKinsey i stypendium Rhodesa na Oksfordzie. To nie tylko walka o nominację, ale również o duszę Partii Demokratycznej.
Człowiek, którego boją się banki
Gdyby w amerykańskich wyborach prezydenckich mogli głosować tylko inwestorzy z Wall Street, Bernie Sanders nie miałby w nich żadnych szans. W 2008 r. sprzeciwiał się on pomocy dla sektora bankowego, a później domagał się przymusowego podziału banków „zbyt wielkich, by upaść". Chce zakazać dokonywania skupu akcji własnych spółkom, które nie będą podwyższały płac. Chce podwyżek płacy minimalnej i ułatwień dla zakładania związków zawodowych. Ostro krytykuje koncerny takie jak Amazon za to, jak traktują pracowników. Eksperci z jego otoczenia są zwolennikami tzw. nowoczesnej teorii monetarnej (MMT) mówiącej, że kraj, który zapożycza się we własnej walucie, może pożyczać, ile chce, przy niskich stopach procentowych (oczywiście dopóki inflacja mocno nie skoczy). Sanders opowiada się więc za stworzeniem pakietu mającego zmodernizować amerykańską infrastrukturę oraz jest fanem zielonego nowego ładu, czyli planu mającego rozruszać amerykańską zieloną gospodarkę. Analitycy Committee for a Responsible Federal Budget wyliczyli, że propozycje z programu Sandersa skutkowałyby zwiększeniem deficytu budżetowego USA w ciągu dziesięciu lat o 13,4 bln USD. (To dwa razy więcej niż propozycje lewicowej senator Elizabeth Warren, która również ubiega się o nominację prezydencką.)
– Jeśli Bernie Sanders zostanie prezydentem, to spodziewam się, że ceny akcji będą o 30–40 proc. niższe – mówił miliarder Stanley Druckenmiller, założyciel funduszu Duquesne Capital.
„Jeśli demokraci nominują Sandersa, to Rosjanie będą musieli przemyśleć to, jak w najlepszy sposób zaszkodzić USA. Sanders wywołuje taką samą polaryzację polityczną jak Trump, do tego zniszczy on naszą gospodarkę i nie dba o wojsko. Jeśliby byłbym Rosjaninem, tym razem poparłbym Sandersa" – napisał na Twitterze Lloyd Blankfein, były prezes Goldman Sachs.