Dobre wieści dla konsumentów, spadają ceny paliwa – napisał na Twitterze prezydent USA Donald Trump, komentując poniedziałkowe załamanie notowań ropy naftowej. Z jeszcze większym entuzjazmem powinni zareagować przywódcy Polski i innych państw, które – inaczej niż USA – są importerami netto tego surowca. Mogliby na przykład dodać, że niższe ceny czarnego złota to korzyść nie tylko dla konsumentów, ale też przedsiębiorstw.
W poniedziałek ceny ropy naftowej malały nawet o ponad 30 proc., we wtorek nieco się odbiły, ale pozostały na poziomie najniższym od 2016 r. Po południu baryłka ropy gatunku Brent kosztowała około 38 USD, a gatunku WTI – około 34 USD. Analitycy oceniają zaś, że nawet jeśli w kolejnych dniach te ceny jeszcze wzrosną, długo nie wrócą do 70 USD, czyli poziomu z początku br. – Przy założeniu, że epidemia koronawirusa wygaśnie, latem ropa prawdopodobnie podrożeje, ale w każdym kolejnym cyklu jej cena będzie ustanawiała coraz niższe minima i coraz niższe maksima – zauważył we wtorkowej analizie Ian Shepherdson, główny ekonomista firmy analitycznej Pantheon Macroeconomics, wskazując na postępujący spadek zależności globalnej gospodarki od ropy naftowej.
Na rynkach finansowych ta perspektywa nie wzbudziła jednak entuzjazmu. Ekonomiści przyznają zaś, że istnieje wiele powodów, aby oczekiwać, że tym razem bilans korzyści i kosztów związanych ze spadkiem cen ropy będzie dla światowej gospodarki negatywny.
Zaciskanie pasa
Na przecenie ropy naftowej z pewnością skorzystają konsumenci. W ocenie Zbigniewa Łapińskiego, członka zarządu firmy Anwim, operatora sieci stacji paliw Moya, jeśli ceny tego surowca pozostaną poniżej 40 USD za baryłkę, to ceny paliw w Polsce w najbliższych tygodniach spadną o 30–50 gr za litr. Dodatkowo można liczyć na wyhamowanie wzrostu cen części innych towarów i usług. Ekonomiści z ING BSK szacują, że z tego tytułu inflacja w Polsce mogłaby spaść o 0,7 pkt proc., co oznacza, że w całym 2020 r. wyniosłaby średnio 3,3 proc. rocznie, zamiast 3,9 proc., jak dotąd oczekiwali. Analitycy z banku Berenberg wyliczają, że w strefie euro inflacja spadłaby o około 0,3 pkt proc., w USA jeszcze bardziej. – To podtrzymałoby realne tempo wzrostu dochodów gospodarstw domowych, ale mogłoby nie wystarczyć, aby zwiększyć ich wydatki. Obawy dotyczące ekonomicznych konsekwencji Covid-19 przyćmią wszelkie pozytywne skutki tańszej ropy. Nerwowe gospodarstwa domowe i firmy raczej zwiększą oszczędności przezornościowe niż wydadzą nagły zastrzyk gotówki – wyjaśnia Kallum Pickering z Berenberg.