Wątpliwości Komisji do spraw Uczciwej Konkurencji wzbudza fakt, że Amazon ma dostęp do wrażliwych danych takich jak m.in. liczba sprzedanych produktów czy ich cena, które mogą pomóc w dystrybucji własnych wyrobów. Co ważne, do wspomnianych wyżej informacji na tak dużą skalę nie ma wglądu żaden inny sprzedający, co daje kalifornijskiemu gigantowi znaczną przewagę. – Nigdy byśmy nie zaakceptowali sytuacji, w której drużyna rozgrywająca mecz jednocześnie by go sędziowała. Tak jednak jest w przypadku Amazona – stwierdziła Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca wykonawcza KE.

Oprócz wątpliwości co do wykorzystania danych, KE przyjrzy się również faworyzowaniu produktów Amazona kosztem pozostałych sprzedających. Wątpliwości budzą propozycje kolejnych zakupów wyświetlające się w ramce „Buy Box", która pojawia się po transakcji. Komisja ma wątpliwości, czy produkty Amazona umiejscowione w ramkach nie znajdują się tam zbyt często, co może utrudniać sprzedaż innym oferującym.

Spółka broni się przed atakami argumentując, że firmy takie jak Tesco czy Sainsbury's sprzedają własne produkty w sklepach pod ich szyldem. Firma twierdzi również, że klienci dysponują większym wyborem decydując się na produkty marki własnej. - Surowo zabraniamy naszym pracownikom korzystania z niepublicznych danych ważnych dla sprzedawców, w celu ustalenia, które produkty marek własnych wprowadzić na rynek – stwierdzono w oświadczeniu przesłanym BBC. Jednocześnie podkreślono, że firma publikuje już informacje dotyczące sprzedaży niektórych produktów.

Gdyby spółka przegrała proces, mogłaby ponieść karę w wysokości 10 proc. globalnych dochodów, czyli 19 mld dolarów. Ten jednak jeszcze oficjalnie się nie rozpoczął, a uwzględniając możliwą apelację od wyroku sprawa prawdopodobnie potrwa lata. Jednak fakt, że w przeszłości Komisja ukarała Google grzywną 2,7 mld dolarów, a kolejne instytucje rządowe m.in. w Kalifornii i Waszyngtonie również przyglądają się wykorzystywanym przez Amazona praktykom biznesowym sugeruje, że firmę czeka trudna przeprawa.