Jeśli wierzyć oficjalnym chińskim danym, to Państwo Środka znakomicie poradziło sobie z koronawirusem i znalazło się na drodze do solidnego ożywienia gospodarczego. Do połowy czerwca odnotowano w ChRL 84,4 tys. przypadków zachorowań na Covid-19 (czyli tylko o 25 tys. więcej niż w malutkiej Belgii) i 4,6 tys. zgonów na tę chorobę (trochę mniej niż w Szwecji i o ponad połowę mniej niż w Belgii). W liczącym ponad 20 mln mieszkańców Pekinie na Covid-19 oficjalnie zachorowało tylko ponad 700 osób, a zaledwie 9 zmarło. W Szanghaju od początku epidemii było mniej niż 700 zachorowań i jedynie 7 zgonów (gdy np. na Malcie na Covid-19 zmarło 9 osób, a na statku Diamond Princess – 13). Świat przeszedł do porządku dziennego nad tymi danymi i uznał, że Chiny poradziły już sobie z niewidzialnym wrogiem. Od czasu do czasu pojawiały się doniesienia o przywracaniu kwarantanny w niektórych miastach na północy kraju, ale mało kto się tym przejmował (bo mało kto potrafiłby pokazać te miasta na mapie).
Chiny konsekwentnie odmrażały gospodarkę, a że pandemia dotknęła je wcześniej niż Europę czy Amerykę, to wcześniej zaczęły też odczuwać ożywienie. PMI dla chińskiego przemysłu (liczony przez firmę Caixin i skupiający się na małych i średnich spółkach) sięgnął w maju 50,7 pkt, czyli najwyższego poziomu od stycznia. Przekroczył poziom 50 pkt, więc znów pokazuje na ekspansję w sektorze. Produkcja przemysłowa zwiększyła się w zeszłym miesiącu o 4,4 proc. r./r. PMI dla sektora usług skoczył z 44 pkt w kwietniu do aż 55 pkt w maju. Sprzedaż detaliczna, liczona miesiąc do miesiąca, rośnie już od lutego, a w maju zwiększyła się o 0,8 proc. Licząc rok do roku, spadła wówczas o 2,8 proc., ale spadek ten i tak był mniejszy niż w kwietniu (7,5 proc.) i w marcu (15,8 proc.).
Władze Chin poczuły się już na tyle pewnie, że pod koniec maja w Pekinie zebrał się chiński parlament. Do stolicy zjechały tysiące oficjeli z całego kraju, każdy ze swoją świtą. I nagle w Pekinie pojawiło się nowe ognisko koronawirusa. Na początku zeszłego tygodnia wprowadzono więc częściową kwarantannę w niektórych dzielnicach miasta, zamknięto szkoły, a później odwołano blisko 1300 lotów krajowych. Oficjalnie powiązano nowe ognisko z targiem Xinfadi. Szybko powiązano z nim również przypadki zachorowań w prowincjach Hebei, Liaoning, Syczuan i Zhejiang. Chiny zostały dotknięte kolejną falą zachorowań na koronawirusa. (Nie wiadomo jednak, czy można ją nazwać drugą falą, skoro część badaczy twierdzi, że wirus mógł rozprzestrzeniać się w Chinach już w październiku.) Czy stanowi ona jednak rzeczywiście poważne niebezpieczeństwo dla gospodarki chińskiej?
Lepiej przygotowani?
– Ponieważ Xianfadi jest największym rynkiem rolniczym w północnych Chinach, jego zamknięcie przyczyni się do wzrostu cen żywności oraz uderzy w biznesy restauratorów.
Powrót paniki może spowolnić tempo otwierania gospodarek w innych miastach, uderzyć w nastroje konsumentów i jeszcze mocniej zwiększyć bezrobocie – twierdzi Dan Wang, analityk z Economist Intelligence Unit. Jego ośrodek badawczy spodziewa się, że sprzedaż detaliczna w Chinach spadnie w tym roku o 8 proc. a stopa bezrobocia w miastach wzrośnie do 10 proc. (W maju wynosiła zaledwie 5,9 proc., ale nie uwzględnia ona 300 mln robotników migrantów, którzy najmocniej zostali dotknięci kryzysem. Analitycy firmy Zhongtai Securities szacowali w maju, że po uwzględnieniu tych ludzi prawdziwa stopa bezrobocia w Chinach mogła wynieść 20,5 proc.).