Jego propozycja przewiduje szybszą ścieżkę wyrzucania spółek z tego zestawienia. Jest to reakcja na aferę wokół spółki Wirecard, która w czerwcu zbankrutowała (po wykryciu w niej wielkich nieprawidłowości), a wciąż jest członkiem indeksu największych firm z niemieckiej giełdy.
Liczony od 1988 r. indeks DAX obejmuje 30 największych spółek z giełdy frankfurckiej. Są wśród nich takie znane na całym świecie niemieckie korporacje jak Adidas, Bayer, BMW czy Siemens. Od 2018 r. jego członkiem jest również Wirecard. Dwa lata temu znalazł się on tam w miejsce Commerzbanku (właściciela polskiego mBanku). Wówczas Wirecard był uznawany za wybijający się fintech. W czerwcu 2020 r. firma audytorska EY ogłosiła jednak, że nie może znaleźć 1,9 mld euro z bilansu Wirecard, które powinny znajdować się w... filipińskich bankach. Wirecard ogłosił po tym bankructwo, a jego były prezes Markus Braun został aresztowany. O ile na początku roku akcje spółki kosztowały 112 euro, o tyle w piątek ich kurs sięgał zaledwie 1,94 euro. Kapitalizacja spadła do 238 mln euro. A mimo to, zgodnie z obecnie obowiązującymi regulacjami, Wirecard nadal jest członkiem indeksu DAX, a usunąć go będzie można dopiero we wrześniu, w ramach okresowych zmian w indeksie dokonywanych przez Deutsche Boerse.
Operator giełdy we Franfurcie proponuje więc, by wprowadzić regułę pozwalającą mu usuwać z indeksu spółki, które ogłosiły bankructwo, już po dwóch dniach roboczych od komunikatu mówiącego o niewypłacalności. Deutsche Boerse czeka na opinie inwestorów w tej sprawie do 7 sierpnia. Zapowiada, że do 13 sierpnia zdecyduje, czy nowa reguła zostanie wprowadzona i jaka będzie jej treść. HK