Bank Centralny Republiki Turcji podwyższył swoją benchmarkową stopę procentową z 8,25 proc. do 10,25 proc. To pierwsza podwyżka od 2018 r., czyli od kryzysu walutowego. Średnia prognoz mówiła, że bank centralny utrzyma swoją główną stopę na dotychczasowym poziomie. Wielu analityków obawiało się, że bank centralny nie podniesie stóp, bo nie będzie chciał się narażać prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi.
W reakcji na decyzję banku centralnego lira turecka umacniała się nawet o blisko 2 proc. wobec dolara. O ile przed ogłoszeniem komunikatu o podwyżce stóp za 1 USD płacono blisko 7,72 liry (co było rekordem słabości), o tyle w chwilę po jego opublikowaniu kurs wynosił już tylko 7,55 liry. Kilka minut później odbił się on jednak do 7,62 liry. Turecka waluta straciła od początku roku wobec dolara ponad 20 proc.
Pozytywna niespodzianka
– To wielka i pozytywna niespodzianka. To sugeruje, że bank centralny posłuchał rynków i zdecydował się działać, by uniknąć potencjalnej chaotycznej dewaluacji oraz kryzysu bilansu płatniczego. To jeszcze nie kończy problemów, ale daje szansę na walkę z kryzysem – twierdzi Timothy Ash, strateg z firmy BlueBay Asset Management.
„W rezultacie szybkiego ożywienia gospodarczego, któremu towarzyszy silna dynamika kredytowa, oraz w wyniku zdarzeń na rynkach finansowych inflacja szła wyższą ścieżką od zaplanowanej. (...) Komitet ocenił, że działania mające na celu zacieśnianie polityki pieniężnej prowadzone od sierpnia powinny być wzmocnione, by ograniczyć oczekiwania inflacyjne i ryzyko związane z perspektywami dla inflacji" – mówi komunikat tureckiego banku centralnego wydany po czwartkowym posiedzeniu. Wspomniane w nim „zdarzenia na rynkach" to oczywiście osłabienie liry, która była w tym roku jedną z najmocniej tracących do dolara walut świata. Lira traciła również w długim terminie. Przez ostatnie dziesięć lat osłabła o ponad 80 proc. wobec amerykańskiej waluty. To podsycało inflację, która wyniosła w sierpniu 11,8 proc. (w czerwcu dochodziła ona do 12,6 proc.).