Interwencja Ludowego Banku Chin wyraźnie osłabiła juana. Chińska waluta traciła w poniedziałek 0,8 proc. wobec dolara, a kurs dochodził do 6,75 juanów za 1 USD. To było największe dzienne osłabienie tej waluty od marcowej paniki na globalnych rynkach.
Jeszcze w piątek za 1 USD płacono 6,69 juanów, najmniej od kwietnia 2019 roku. Tak mocny kurs sprawił, że bank centralny Chin ogłosił w sobotę, że nie będzie już wymagał od banków trzymania rezerw dla transakcji zakupu kontraktów terminowych na waluty.
Kurs juana porusza się w granicach ustalonych przez Ludowy Bank Chin. Każdego dnia wyznacza on kurs referencyjny, wobec którego kurs rynkowy nie może się wahać o więcej niż 2 proc. w obie strony. Rzadko kiedy dochodzi więc do spektakularnych zmian cen tej waluty. Czemu więc chiński bank centralny zdecydował się na interwencję? Bo umocnienie juana w ostatnich miesiącach było spore. W III kwartale juan zyskał 4,4 proc. wobec dolara, co było jego największą kwartalną aprecjacją od 1981 roku. Juan zyskiwał m.in. dlatego, że na chiński rynek kapitałowy płynęły pieniądze inwestorów chcących zarobić na ożywieniu gospodarki Państwa Środka po pandemii. Część analityków prognozowała, że jeśli Joe Biden zwycięży w wyborach prezydenckich w USA, to juan umocni się jeszcze bardziej. Analitycy Goldman Sachs wskazywali, że w takim scenariuszu kurs może dojść do 6,5 juanów za 1 USD, czyli poziomu niewidzianego od czerwca 2018 roku. Silny juan jest jednak z reguły złą wiadomością dla chińskich eksporterów, więc bank centralny zdecydował się na interwencję.
– To było działanie prewencyjne mające powstrzymać dalsze umocnienie się juana. Ten krok miał na celu wspomożenie ożywienia gospodarczego po pandemii – wskazuje Ken Cheung, strateg z Mizuho Banku.