Pęknięcie w amerykańskim społeczeństwie przedstawili w opublikowanej kilka dni temu analizie eksperci think-tanku Brookings. Jak pokazali, kandydat Demokratów zyskał zaufanie mieszkańców dużych, zamożnych miast, a na kandydata Republikanów głosowali głównie mieszkańcy miasteczek i wsi. Zaledwie 477 hrabstw (lub jednostek terytorialnych o równoważnym statusie), w których wygrał Biden, odpowiada za 70 proc. amerykańskiego PKB, podczas gdy 2497 hrabstw, w których wygrał Trump, tworzy zaledwie 29 proc. PKB (w chwili, gdy powstawała analiza, brakowało jeszcze wyników z ponad 100 jednostek).
Cztery lata wcześniej ten podział był równie widoczny. Kandydatka Demokratów Hillary Clinton podbiła serca mieszkańców zaledwie 472 hrabstw, które tworzyły niemal 2/3 amerykańskiego PKB, a Trump wygrał w 2584 hrabstwach odpowiadających za 36 proc. PKB. Wtedy głosy mieszkańców tych uboższych regionów zapewniły Trumpowi większość głosów elektorów w skali całego kraju i prezydenturę.
W Polsce o podobną analizę byłoby trudno, bowiem podział kraju na potrzeby statystyki w zakresie PKB nie pokrywa się w pełni z podziałem administracyjnym (GUS nie podaje PKB dla poszczególnych powiatów). Już na poziomie województw widać jednak, że także nad Wisłą preferencje zamożniejszych regionów są inne niż uboższych.
Prezydent Andrzej Duda zdobył większość głosów w zaledwie sześciu województwach, które łącznie odpowiadały (w 2018 r.) tylko za 26 proc. PKB Polski. Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, zwyciężył w jedenastu województwach odpowiadających za pozostałych 74 proc. PKB (na potrzeby tych wyliczeń wyodrębniliśmy z mazowieckiego obszar Warszawy, który uznaliśmy za 17. województwo). Innymi słowy, przeciętne województwo, w którym zwycięzcą był Duda, odpowiada za 4,4 proc. PKB kraju, a przeciętne województwo, w którym wygrał jego rywal w drugiej turze, odpowiada za 6,7 proc. PKB Polski.