Ostatni rok nie był złym czasem dla ludzi ultrabogatych. Lista miliarderów „Forbesa" powiększyła się o blisko jedną trzecią, do 2755 nazwisk. Majątki tych ludzi wzrosły w ciągu roku o około 8 bln USD. – W Stanach Zjednoczonych 400 najbogatszych ludzi posiada obecnie równowartość 18 proc. PKB, gdy w 2010 r. posiadali oni 9 proc. PKB. Pandemia wzmocniła ten trend, a do boomu w majątkach najbogatszych doszło pomimo spadku aktywności gospodarczej – twierdzi Gabriel Zucman, ekonomista z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Taki wzrost majątków musi wielu ludzi kłuć w oczy, zwłaszcza że klasie średniej i osobom biedniejszym powodzi się o wiele gorzej w trakcie pandemii. Ekonomiści często piszą o ożywieniu gospodarczym w kształcie litery „K" – część ludzi i spółek doświadcza boomu, gdy inne są w głębokim kryzysie. To sprawia, że zyskują na popularności pomysły, by podnosić podatki bogatym. Nie miały one tak sprzyjającego klimatu politycznego nawet po poprzednim kryzysie.
Co więcej, te pomysły zaczynają już być realizowane. Jako pierwsza po taki instrument sięgnęła w obecnym kryzysie Argentyna. W grudniu jej parlament uchwalił jednorazową daninę dla milionerów. Wynosi ona 3,5 proc. od wartości aktywów znajdujących się w Argentynie i 5,25 proc. od aktywów zagranicznych. Obciążeni nią zostali ludzie posiadający więcej niż równowartość 2,5 mln USD, czyli objęto nią 16 tys. osób. Moda na podwyższanie podatków dla milionerów dotarła również do krajów rozwiniętych. W Nowym Jorku najbogatsi będą płacili łączną stawkę podatków dochodowych wynoszącą blisko 52 proc. – najwyższą w USA.
Trend, który staje się modny
Dotychczas w stanie Nowy Jork obowiązywała stawka podatku dochodowego dla ludzi zarabiających ponad 1 mln USD rocznie wynosząca 8,82 proc. Ma ona zostać podniesiona do 9,65 proc. Zostaną wprowadzone też dwa dodatkowe progi. Osoby zarabiające od 5 mln USD do 25 mln USD rocznie będą płacić 10,3 proc. podatku, a zarabiający powyżej 25 mln USD zapłacą 10,9 proc. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to drastycznie wysoko, ale trzeba dodać do tego federalną stawkę podatku (wynoszącą do 37 proc.) oraz podatek dochodowy pobierany przez miasto Nowy Jork (wynoszący 3,9 proc.). Rządzone przez demokratów stan i miasto Nowy Jork prześcigną więc pod względem wielkości opodatkowania bogatych ultrapostępową Kalifornię, w której najbogatsi teoretycznie muszą płacić 50,3 proc. podatku dochodowego (z czego 13,3 proc. przypada na stawkę stanową). Ta podwyżka dotknie stosunkowo niewielkiej grupy. W 2018 r. w mieście Nowy Jork było 30 tys. ludzi zarabiających ponad 1 mln USD rocznie i ponad 4 tys. zarabiających ponad 5 mln USD. Wyższe podatki dla milionerów mogą być jednak postrzegane jako element pogarszania się klimatu inwestycyjnego w mieście. Zwłaszcza że towarzyszyć im będą również podwyżki podatków dla spółek.
– To, co rozważają władze stanu, wypchnie z miasta spółki i rodziny o dużych dochodach, co będzie prowadziło do mniejszych przychodów z podatków i mniejszej liczby miejsc pracy – uważa Ray McGuire, jeden z kandydatów na burmistrza Nowego Jorku w demokratycznych prawyborach.