Wyceny jak w bańce

Współczynnik CAPE Shillera, czyli wskaźnik cena/zysk uwzględniający średnie zyski z dziesięciu lat oraz inflację, dla indeksu S&P 500 sięgnął 36,6.

Publikacja: 05.05.2021 05:07

Wyceny jak w bańce

Foto: Bloomberg

Jest na najwyższym poziomie od stycznia 2001 r., czyli od okresu tuż po pęknięciu bańki internetowej. Jest również o ponad połowę wyższy niż średnio dla amerykańskiego rynku w ostatnich 140 latach. To wskazuje, że akcje w USA stały się bardzo drogie.

Widać to również na tle innych zachodnich giełd. Według wyliczeń analityków Barclaysa średni współczynnik CAPE dla 25 rozwiniętych rynków akcji wyniósł w kwietniu 21,6. Barclays liczy CAPE w odniesieniu do indeksów MSCI. Ostatnie jego dane dla poszczególnych rynków są wyliczeniami na końcówkę marca. CAPE dla USA wynosił wówczas 36,8. Niemal tyle samo sięgał wtedy dla Holandii. Na wszystkich innych rynkach rozwiniętych był jednak niższy. Dla Europy wynosił 22,9, dla Niemiec 22,2, dla Japonii 24,3, a dla Wielkiej Brytanii 15,2. O ile na Tajwanie sięgał 32,5, a w Indiach 28,4, o tyle na większości rynków wschodzących CAPE był dużo niższy. Dla Brazylii wynosił 20,8, dla Chin 19,5, dla Polski 10,6, dla Rosji 10,4, a dla Turcji zaledwie 7,8.

Wskaźnik CAPE dla S&P 500 był rekordowy w grudniu 1999 r. Sięgał wtedy aż 44,2, a był to okres tzw. bańki dotcomów. W 2007 r., przed początkiem kryzysu finansowego, dochodził do 27,6, a w 1929 r., czyli tuż przed wielkim kryzysem, wynosił 32,6.

„CAPE nie zawsze był dobrym ostrzeżeniem przed każdym rynkiem niedźwiedzia. Na przykład wygląda na to, że nie ma korelacji pomiędzy CAPE z lutego 2020 r. a skalą strat poniesionych przez rynki akcji w poszczególnych krajach podczas przeceny. Można jednak argumentować, że tamta przecena była związana z surowością lockdownów oraz ograniczona przez stymulację fiskalną i monetarną. To sugeruje, że CAPE może być szczególnie pomocny w ochronie przed rynkami niedźwiedzia spowodowanymi nadmiernymi wycenami, tak jak się to zdarzyło w trakcie bańki internetowej" – pisze Mark Hulbert, znany amerykański niezależny analityk finansowy.

GG Parkiet

Indeks S&P 500 zyskał od początku kwietnia 5,5 proc., a od początku 2021 r. wzrósł o blisko 12 proc. Od dołka z marca 2020 r. odbił się o 87 proc. i w końcówce kwietnia ustanowił rekord. Prognozy są dość konserwatywne. Średnia z projekcji zebranych przez agencję Bloomberga wskazuje, że na koniec roku S&P 500 powinien wynosić 4130 pkt, podczas gdy we wtorek otworzył się w okolicach 4160 pkt. Najbardziej pesymistyczne prognozy mówią o jego spadku do 3800 pkt, a najbardziej optymistyczne o zwyżce do 4400 pkt.

– Średnioterminowy obraz fundamentalny pozostaje byczy dla rynku akcji – wskazuje Mislav Matejka, strateg JPMorgan Chase. Jego zdaniem korekty powinny być w nadchodzących miesiącach ograniczone, a inwestorzy powinni wykorzystać okazje do zakupów po takich krótkotrwałych przecenach.

Dobrym nastrojom na amerykańskich giełdach sprzyja obecnie m.in. sezon wyników. Z ponad 300 spółek z indeksu S&P 500, które opublikowały do wtorku wyniki za I kwartał, aż 69 proc. miało zyski znacząco wyższe od prognoz, a tylko 6 proc. znacząco rozczarowało zyskami. HK

Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi
Gospodarka światowa
Turcja skorzysta na zwycięstwie rebeliantów
Gospodarka światowa
Pekin znów stawia na większą monetarną stymulację gospodarki
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Odbudowa Ukrainy będzie musiała być procesem przejrzystym
Gospodarka światowa
Kartele, czyli rak, który pasożytuje na gospodarce Meksyku