To wniosek z najnowszego raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO). Z jej szacunków wynika, że w 2020 r. liczba zatrudnionych na świecie zmalała o 114 mln w stosunku do 2019 r. W tym roku zatrudnienie ma się zwiększyć, ale wciąż będzie o 14 mln niższe niż przed pandemią. Co więcej, będzie aż o 75 mln niższe, niż byłoby, gdyby zrealizowały się prognozy ILO sprzed kryzysu. W 2022 r. ta luka skurczy się do 23 mln.

Genewska organizacja podkreśla jednak, że zmiana liczby osób pracujących nie jest adekwatną miarą wpływu pandemii na rynek pracy. Kryzys poskutkował bowiem także spadkiem czasu pracy wielu osób, które nie zostały zwolnione. ILO szacuje, że w 2020 r. liczba przepracowanych na świecie godzin zmalała o 8,8 proc. relatywnie do prognoz sprzed pandemii. To odpowiada rocznej liczbie godzin pracy 255 mln pełnoetatowych pracowników. W II kwartale br., jak ocenia genewska organizacja, liczba roboczogodzin na świecie wciąż była o 4,4 proc. mniejsza, niż byłaby, gdyby nie kryzys (przy czym w Europie i Azji Środkowej ta strata sięga niemal 7 proc.).

Ekonomiści z ILO zwracają uwagę na to, że większość spośród osób, które straciły pracę w trakcie pandemii, zasiliła szeregi nieaktywnych zawodowo, a nie bezrobotnych. Wynika to z tego, że szukanie pracy (jedno z kryteriów bycia bezrobotnym) było utrudnione. Część z tych osób może już nie wrócić na rynek pracy. To zaś mogłoby utrwalać podwyższoną dziś niemal wszędzie na świecie inflację. Większość ekonomistów uważa, że inflację stłumi z czasem właśnie słaba koniunktura na rynku pracy, skutkująca brakiem presji na wzrost płac. Jeśli jednak kryzys trwale obniżył podaż pracy (liczbę osób aktywnych zawodowo), to nawet niewielkie odbicie zapotrzebowania na pracowników może prowadzić do przyspieszenia wzrostu płac. GS